Nie pora umierać.

Nie pora umierać.
Mój tata umarł w wieku 79 lat i nigdy nie był dla mnie  i chyba także dla innych staruszkiem. Miał szczęście być sprawny intelektualnie i fizycznie, równym krokiem wbiegaliśmy po schodach i co rano robił pompki, gimnastykował się. Do końca był bystrzachą:), pełnym poczucia humoru, apetytu na życie i zawsze interesował się tym co dookoła. Mimo zmarszczek i siwych włosów zachował w twarzy coś młodzieńczego, świeżego i do łba by mi nie przyszło uważać go za starca:). Myślę, że granica starości baaardzo się przesunęła i o ile kiedyś 40- letni ludzie bywali niemal sędziwymi starcami to dziś 70-latkowie mogą cieszyć się pełnią życia, są aktywni, atrakcyjni i wcale im jeszcze nie pora umierać:). A propos "Pora umierać" , polecam film, mądry, ciepły , klimatyczny, zabawny.
Moja mama za to postanowiła już dawno temu  przyoblec wdzianko staruszki. No zawzięta w tej kwestii niemożebnie:). Od lat słyszę, że nie wypada już jej odsłaniać ramion, musi zasłaniać  pomarszczoną szyję i na domiar wszystkiego zamiast ćwiczyć własne ciało uzbroiła się w laskę. No ręce opadają, bo tak Bogiem ,a prawdą to bez tej laski też by śmigała, ale wmówiła sobie niepewny krok.
W ramach buntu przestała farbować włosy z twarzowego blondu i epatuje mnie szpakowatością. Okrutna kobieta:):):). No  natura jednak jej spłatała figla, bo przez telefon wciąż ma dziarski głos, ba prawie młodzieńczy:) a umysł przytomny. Na dodatek wzrok sokoli, bo od operacji zaćmy widzi paproszek z 5 metrów.
Kwestia wyboru.  Jej się już nie chce brać za bary z życiem, ciągle powtarza, że ludzie się wykruszają, że "biorą już z jej półki". Tyle, że mamusia nie zalega na żadnej półce i ma w środku tyle wigoru, że niechby ktoś jej zechciał wieczko trumienki przytrzasnąć to by mu dała popalić:). Biega na spotkania, czyta jak oszalała co w rękę w padnie, tu odsłoni jakąś tablicę , tam poleci na jakiś odczyt. Latem wycieczki do lasu, spacery w ogrodzie botanicznym, sylwester przetańczony, no to czego chcieć więcej. Owszem złorzeczy, że już niedajełos razbieratsa i ubieratsa, ale chyba w gruncie rzeczy się cieszy, że jednka epicentrum życia jest ciągle tam gdzie ona i nie podzieliła losów samotnych starszych ludzi snujących sie po korytarzach domów spokojnej czy jak tam zwą pogodnej starości.
Ja tam jej nie każę mamie latać w jeansach i fioletowych miniówkach, ale gdyby się z łaski swojej przebrała za 60-latkę i dała się po mojemu umalować to by jej 10 lat ubyło. Ale nie... nie, ona się starzeje z tak zwaną godnością... widocznie obawia się, że setki nie dożyje i nie odegra jeszcze ostatniej roli w bujanym fotelu i z robótką ręczną w garści.
Raz na 10 razy sama z siebie ubierze się po ludzku i po batalii stoczonej przed lustrem da wysmarować podkładem,  przytuszować siwiznę brwi  i przedłużyć rzęsy. Jej 83 letni adorator wtedy  patrzy zachwycony i komplementuje. Zresztą i tak powiada często jej składając pocałunki na rękach, że coraz piękniejsza. Mój domowy zakapior odburkuje wtedy, że to on z dnia na dzień ma coraz gorszy wzrok:). No komy nie z tej ziemi. Diabeł wcielony z tej matki:).
Jasne, że tu ją boli, tam strzyka i wszystko robi wolniej niż 30 lat temu, ale ja ją znam:) i wbrew jej woli każę jej się trzymać pazurami życia. Nie raz przyparta do muru była wstanie wyskoczyć w 15 minut z łóżka, wyrychtować się na tip-top i brylować w towarzystwie. Dlatego szturcham ją ciągle patyczkiem i zabraniam zamykać się w skorupie staruszki. Wiem, że dam radę ją jeszcze do niejednego zmobilizować. Dlatego pomstuje często:), że nie chcę dostrzec, że stara, niedołężna, że nie ma siły, a ja  macham na to ręką  i bombarduję ją  nowymi słowami zaczerpniętymi ze świata:), każę odkładać laskę i rozdziewam z co bardziej babciowatych ciuchów. Nie ma pomiłuj jak się ma 40 lat młodszą córkę:). Na chorowanie  i boleści zawsze jeszcze zostanie jakiś margines, oby jak najmniejszy. Howk.
kunegunda :)
Mój tata umarł w wieku 79 lat i nigdy nie był dla mnie  i chyba także dla innych staruszkiem. Miał szczęście być sprawny intelektualnie i fizycznie, równym krokiem wbiegaliśmy po schodach i co rano robił pompki, gimnastykował się. Do końca był bystrzachą:), pełnym poczucia humoru, apetytu na życie i zawsze interesował się tym co dookoła. Mimo zmarszczek i siwych włosów zachował w twarzy coś młodzieńczego, świeżego i do łba by mi nie przyszło uważać go za starca:). Myślę, że granica starości baaardzo się przesunęła i o ile kiedyś 40- letni ludzie bywali niemal sędziwymi starcami to dziś 70-latkowie mogą cieszyć się pełnią życia, są aktywni, atrakcyjni i wcale im jeszcze nie pora umierać:). A propos "Pora umierać" , polecam film, mądry, ciepły , klimatyczny, zabawny.
Moja mama za to postanowiła już dawno temu  przyoblec wdzianko staruszki. No zawzięta w tej kwestii niemożebnie:). Od lat słyszę, że nie wypada już jej odsłaniać ramion, musi zasłaniać  pomarszczoną szyję i na domiar wszystkiego zamiast ćwiczyć własne ciało uzbroiła się w laskę. No ręce opadają, bo tak Bogiem ,a prawdą to bez tej laski też by śmigała, ale wmówiła sobie niepewny krok.
W ramach buntu przestała farbować włosy z twarzowego blondu i epatuje mnie szpakowatością. Okrutna kobieta:):):). No  natura jednak jej spłatała figla, bo przez telefon wciąż ma dziarski głos, ba prawie młodzieńczy:) a umysł przytomny. Na dodatek wzrok sokoli, bo od operacji zaćmy widzi paproszek z 5 metrów.
Kwestia wyboru.  Jej się już nie chce brać za bary z życiem, ciągle powtarza, że ludzie się wykruszają, że "biorą już z jej półki". Tyle, że mamusia nie zalega na żadnej półce i ma w środku tyle wigoru, że niechby ktoś jej zechciał wieczko trumienki przytrzasnąć to by mu dała popalić:). Biega na spotkania, czyta jak oszalała co w rękę w padnie, tu odsłoni jakąś tablicę , tam poleci na jakiś odczyt. Latem wycieczki do lasu, spacery w ogrodzie botanicznym, sylwester przetańczony, no to czego chcieć więcej. Owszem złorzeczy, że już niedajełos razbieratsa i ubieratsa, ale chyba w gruncie rzeczy się cieszy, że jednka epicentrum życia jest ciągle tam gdzie ona i nie podzieliła losów samotnych starszych ludzi snujących sie po korytarzach domów spokojnej czy jak tam zwą pogodnej starości.
Ja tam jej nie każę mamie latać w jeansach i fioletowych miniówkach, ale gdyby się z łaski swojej przebrała za 60-latkę i dała się po mojemu umalować to by jej 10 lat ubyło. Ale nie... nie, ona się starzeje z tak zwaną godnością... widocznie obawia się, że setki nie dożyje i nie odegra jeszcze ostatniej roli w bujanym fotelu i z robótką ręczną w garści.
Raz na 10 razy sama z siebie ubierze się po ludzku i po batalii stoczonej przed lustrem da wysmarować podkładem,  przytuszować siwiznę brwi  i przedłużyć rzęsy. Jej 83 letni adorator wtedy  patrzy zachwycony i komplementuje. Zresztą i tak powiada często jej składając pocałunki na rękach, że coraz piękniejsza. Mój domowy zakapior odburkuje wtedy, że to on z dnia na dzień ma coraz gorszy wzrok:). No komy nie z tej ziemi. Diabeł wcielony z tej matki:).
Jasne, że tu ją boli, tam strzyka i wszystko robi wolniej niż 30 lat temu, ale ja ją znam:) i wbrew jej woli każę jej się trzymać pazurami życia. Nie raz przyparta do muru była wstanie wyskoczyć w 15 minut z łóżka, wyrychtować się na tip-top i brylować w towarzystwie. Dlatego szturcham ją ciągle patyczkiem i zabraniam zamykać się w skorupie staruszki. Wiem, że dam radę ją jeszcze do niejednego zmobilizować. Dlatego pomstuje często:), że nie chcę dostrzec, że stara, niedołężna, że nie ma siły, a ja  macham na to ręką  i bombarduję ją  nowymi słowami zaczerpniętymi ze świata:), każę odkładać laskę i rozdziewam z co bardziej babciowatych ciuchów. Nie ma pomiłuj jak się ma 40 lat młodszą córkę:). Na chorowanie  i boleści zawsze jeszcze zostanie jakiś margines, oby jak najmniejszy. Howgh.
kunegunda :)