Radio taxi proszę czekać,…czekać

A to było tak. Upał, 31 w cieniu. Mama lat 84, kilogramów za to 37wybierała się do przyjaciółki na obiad. Jako, że mój mąż leżał zabezpieczony lewarkiem pod samochodem:), mama zamówiła taksówkę. Zderzyłyśmy się na klatce schodowej. Chciałam zobaczyć czy mąż ma jeszcze zamiar wrócić do domu, ale skoro już się spotkałyśmy to odprowadziłam mamę na dół do taksówki. Dodreptałyśmy, ustawiłam mamę w cieniu i tuż pod numerem domu. Taksówki ani widu ani słychu. Minęło 10 minut, Piekarnik. Beton niemiłosiernie oddaje ciepłotę. Dzwonię do korporacji. Dyspozytorka powiada, że pan już od 15 minut krąży i nas nie może znaleźć. No co to to nie, bo ja wzrok mam sokoli, a przytomność umysłu też posiadam i i od 15 minut na horyzoncie ani pół taksówki nie widziałam. Na szczęście pani powiada, że pan nadciąga. Owszem po 5minutach mam go w zasięgu wzroku na przeciwległym rogu ulicy, jakieś 5metrów dalej, 50 metrów i dwa numery ulicy.

Sama to bym pomknęła w podskokach i po sprawie, ale dla mamy 50 m po patelni, po kilkunastu minutach na stojaka w upale to już raczej nie ścieżka zdrowia. No to dzwonię do pani, że owszem pan stoi, ale nie na tym rogu. i o dwa numery za daleko Słyszę jak pani poucza pana i jeszcze raz podaje mu adres więc uspokojona czekam. Pani tłumaczy mi, że pan się zgubił i już gdzie indziej czeka. Pytam zatem czy w obliczu tych 31stopni, 37 kg i 84 lat to pan ma przyjechać do nas czy ja mam mamę brać na ręce? Na szczęście pani wybiera wersję lightową dla mnie. Mama zostaje, pan się rusza.

Ale się zdziwiłam jak za kolejnych 5minut pan wykwitł na kompletnie innym rogu i to jeszcze innego skrzyżowania. Dzwonię i donoszę dyspozytorni, że pan kierowca czekana zupełnie innej ulicy. Słyszę jak pani go uświadamia. Nie wzruszył się za bardzo, za to powiada, że owszem tu będzie oczekiwał, bo tam to ma zakaz zawracania i już by musiał kluczyć. Zabawiliśmy się w głuchy telefon, ja tłumaczyłam pani, a pani panu jakie są przeróżne możliwości odjazdu do mojego domu. Przez głuchy telefon w oddali dochodziły mnie odpryski niezadowolenia pana.

Po pewnym czasie pan był tam, gdzie mógł być już dawno temu. ..choć niedokładnie, bo już nie był łaskaw podjechać pod bramę czy choćby przytulić się do krawężnika. Stał ostentacyjnie na środku pasa i czekał zmiłowania pańskiego.

Ruszyłyśmy w jego stronę. On na to wysiadł z samochodu. Urzekł mnie, bo sądziłam, że spieszy pomóc mamie wsiąść do samochodu. W końcu siwizna i laska robią swoje. Jakże się pomyliłam. Pan wyskoczył, żeby dać upust swej frustracji. Na wstępie odezwał się w te słowa: No szkoda, ze się pani jeszcze lepiej nie schowała! Szukam, jeżdżę ... hola hola, stopuję rozwrzeszczanego faceta. Jeździć to pan nie jeździsz, bo na ulicy pusto jak na Saharze i od 20 minut nie ma takich drugich głupich, co by chcieli w tej temperaturze paradować, a poza tym to umówieni byliśmy jakiś czas temu i to na ten adres.

Facet nie zdzierżył, najpierw oznajmił, że od początku jeździ z włączonym licznikiem, bo on nie będzie za darmo kluczył, a poza tym to my wcale nie musimy z nim jechaći możemy zrezygnować. Ochoczo przystałyśmy. Zamówiłam drugą taksówkę. Była za pięć minut, bo jak się później okazało w radiu przysłuchiwali się scence inni kierowcy. Podobno kierowca nie dostał do końca dnia żadnego zlecenia za aroganckie zachowanie i ma zakaż jazdy przez kolejny dzień. Tak przynajmniej twierdził drugi kierowca. Satysfakcja marna, bo nie o zemstę idzie. Ja rozumiem, że facet w samochodzie mógł się zagotować, tym bardziej, że temperatura sprzyjała. Rozumiem, że nie każdy znam miasto jak własna kieszeń, nawet jeśli to nie peryferie, ale po diabła zaraz wyskakiwać do nas z pyskiem? Ani dzień dobry, ani przepraszam za spóźnienie:):):)....

Pamiętnik Kunegundy

kunegunda:)