Drobiazgi szpitalne.

Szpital. Jeden z tych luksusowych, fornir, łazienki w pokojach, czyste i nowe wykładziny, nowoczesne sanitariaty , przyjazne dla oka otoczenie. Siostry uwijają się jak w ulu. Leki, kroplówki, pampersy, zastrzyki, opatrunki, badania, dokumentacja, zasuw non stop. dopiero popołudniu wszystko cichnie i mogą w spokoju zaszyć się w swoim pokoju socjalnym. Oczywiście rozumiem, że rutyna, że stres, przemęczenie, ale generalnie powinny być jakieś standardy plus ludzkie oko. A tego niestety brakuje.

"Proszę, tu jest żel dezynfekujący, Proszę się umyć nim rano i wieczorem pod prysznicem". Zero pytania czy 65- letni pacjent podoła temu sam. Jasne, pacjent ma mowę póki mu jej nie odejmie i może sam zgłosić czego mu brak, ale miło by było, żeby doświadczony personel standardowo pytał, przynosił, koordynował. W ulu jest taki galimatias, że nie wszyscy o wszystkim pamiętają. 12.00.

Pacjent nie był na rentgenie?! Lekarz zły i osłupiały. Jak to przecież miał być! No miał, ale nikt nie był osobiście odpowiedzialny za dowóz, bo przecież tylu ludzi, 9.00 obchód. Proszę do 14.00 nie zmieniać pozycji, leżeć plackiem. 10.30, zabieramy panią na badania. Jak to, przecież mam nie wstawać do 14.00. Ja nie wiem, dzwonili z laboratorium.

Zmiana sali chorych. Ok, łóżko przejeżdża z piętra na piętro. Dobytek pacjenta ląduje na kołdrze łóżka i tam zostaje. w końcu nie personel będzie rozkładał rzeczy w szafce. Zonk, bo pacjent po zabiegu ma nie ruszać ręką, a w drugiej ma venflon i to na swoje nieszczęście w centrum:) zgięcia w łokciu = nie da rady dojechać łyżką do paszczy, a co dopiero poukładać od nowa swoje bambetle. No,ale to już wychodzi poza obowiązki siostry, a salowych brak, bo sprząta firma zewnętrzna:).

Na szczęście mój pacjent ma córkę, która może wyszorować żelem i w razie przeprowadzki umebluje od nowa otoczenie łóżka, ale jakby tak na samotnego trafiło to trzeba prosić o ponadstandardowe usługi:).

Oczywiście to drobiazgi, ale w szpitalu nie są sami sprawni 20-latkowie,a im starszy pacjent tym więcej ma ograniczeń i tym częściej wymaga pomocy. Tej medycznej udzielają pielęgniarki lekarze, ale poza tym to trzeba sobie umieć radzić.

Ja się udzielam, wyręczam w przewożeniu na badanie, pomagam w ścieleniu łózka i pilnuję kroplówki zakręcając ją na czas, ale nijak nie mam poczucia, że ktoś widzi, że mu dzięki temu lżej.. Za to ja czuje się jak intruz pytając o to czy badanie rano czy po południu i czy aby nie czas wyciągnąć venflon, bo znowu pójdzie zapalenie żyły. Za każdym razem na okrągło i na gładko jestem zbywana. Owszem badanie będzie , w swoim czasie, o venflonie decyduje lekarz, a pościel przecież była zmieniana. Na uwagę, że od 3 tygodni jednak nie była zmieniana, otrzymujemy wyjaśnienie, że niemożliwe, bo się ją zmienia co tydzień:) .Chyba pacjentów...).

Nurtuje mnie rozpiska w windzie głosząca sterylizacje windy 3 razy dziennie i ściśle określająca w jakich godzinach jest przewożone papu, kiedy odpady,a kiedy pacjenci po operacjach. Fakt nie powinno sie tego mieszać, ale jakoś odpady wieziono razem z e mną o przeróżnych porach, sterylizacji mimo jazdy góra=dół z uporem maniaka nie doświadczyłam:).

Jak już przy higienie jesteśmy to najciekawsza jest technika mycia toalet. Trzy psiknięcia do muszli tajemniczego płynu, oblecenie szmatką frote muszli w środku i po brzegu, potem spód deski, wierzch deski, by zakończyć na rezerwuarze. Ciekawa technika... prawda:)?

Wszystko nowoczesne i na oko wgląda cudnie, jeno siateczki na włosy, które przywdziewają panie na czas obiadu są z poprzedniej epoko i jak dawniej zakrywają ledwo czubek głowy pozostawiając grzywki - zapewne dla urody:)- na wierzchu.

Wiem, jak zwykle się wyzłośliwiam i czepiam. Jednak jakoś razi mnie że jak jest ścieranie stolików to omija się stojące na nich talerze i butelki. Nie mogę tez przeboleć mycia prysznica i toalety jedna niepłukaną ścierką.

Kunegunda:)