Adios pomidory

Adios pomidory
Jak Kali zabić kozę to dobrze, ale jak odwrotnie... no i takie właśnie mam odczucia:) jeśli idzie o zabieranie nam i oddawanie tej godziny. Jak cofamy czas to jęczydusze marudzą, że to rewolucja dla organizmu, że  to barbarzyństwo wstawać tak rano. W sumie chyba nie chodzi o tą / tę:) godzinę, a  o to, że nie my jesteśmy panami naszego czasu, że nam się te przestawianki narzuca. w końcu to tylko godzina i nikt nie robi awantury z tego powodu, że np. zasiedział sie u przyjaciół za długo i następnego ma godzinę "w plecy", a jak znowu czuje ,że na twarz pada to po prostu godzinę wcześniej się zapakuje do łóżka .
Ale u mnie szklanka do polowy pełna:)  i każde kręcenie zegarem jeśli to nie mój biologiczny witam owacjami:), no może nie na stojąco...ale jednak:).
Z nostalgią wspominam jak to w dzieciństwie  ślęczałam godzinami oparta o parapet i patrzyłam na podwórze.  Lubiłam  jak codziennie ubywało trochę dnia i wreszcie nastawały dni, kiedy w czasie obiadu było ciemno. Teraz  tez lubię  tę Wańkę Wstańkę, że raz się  kłania raz podnosi . Wcześniej zapadający zmrok pozwala trochę wcześniej zaszywać się w domu. Każdy lubi te zimowe popołudnia z herbatą pod kocem. Pogoda wymusza wyciszenie, zwolnienie tempa i chyba przemykamy tylko szybko z domu do pracy.  Pewnie  nie jest tak, że żyjemy tylko pracą  i domem, jednak pory roku na nas baaaardzo wpływają  i czekamy na wszystkie święta, a po drodze na spacerze zerkniemy  zawsze  na to co na drzewach. Czasem przykuje wzrok jakiś gawron, i nawet jeśli to wszystko robimy bezwiednie to chyba i dorośli cieszą się jak dzieci na kasztany, śnieg i forsycje... i  tak dookoła Wojtek.
Codziennie oczko wcześniej ciemno. Dla mnie bomba:) . Teraz na pewno już z górki do świąt. Co z tego, że teraz na jesieni jeden dzień mi się trochę poślimaczy, bo godziny przybyło? Będę patrzeć  do wieczora na zegarek i  jak miliony podobnych mi obywateli będę mówić , o popatrz dopiero 18.00 a myślałam, że  już później.
kunegunda :)
kunegunda_smallJak Kali zabić kozę to dobrze, ale jak odwrotnie... no i takie właśnie mam odczucia:) jeśli idzie o zabieranie nam i oddawanie tej godziny. Jak cofamy czas to jęczydusze marudzą, że to rewolucja dla organizmu, że  to barbarzyństwo wstawać tak rano. W sumie chyba nie chodzi o tą / tę:) godzinę, a  o to, że nie my jesteśmy panami naszego czasu, że nam się te przestawianki narzuca. w końcu to tylko godzina i nikt nie robi awantury z tego powodu, że np. zasiedział sie u przyjaciół za długo i następnego ma godzinę "w plecy", a jak znowu czuje ,że na twarz pada to po prostu godzinę wcześniej się zapakuje do łóżka . Ale u mnie szklanka do polowy pełna:)  i każde kręcenie zegarem jeśli to nie mój biologiczny witam owacjami:), no może nie na stojąco...ale jednak:). Z nostalgią wspominam jak to w dzieciństwie  ślęczałam godzinami oparta o parapet i patrzyłam na podwórze.  
Czytaj więcej...

To Kiss Or not to Kiss?

To Kiss Or not to Kiss?
Całujuuąc Twoją dłoń Madammmme....no właśnie co się wtedy dzieje?  Kto śni ,że to usta ...jej.? Raczej tylko czuły kochanek wyrażając w ten sposób szacunek, miłość, oddanie ,chcący okazać ciepło. Normalny cmok w mankiet, określany także buchnięciem w mankiet, często faktycznie ląduje na mankiecie lub wcale nie dociera do celu ,bo jest tylko rytuałem. Rytuałem, który wielu młodych mężczyzn wprawia w zakłopotanie ,a  dla średniego pokolenia to przeżytek. Chyba jakoś jesteśmy w fazie przejściowej i wiadomo jak sie skończy, wcale nie na dwoje babka wróżyła:).
Niektórzy mężczyźni  bronią mocnego, przyjacielskiego uścisku zamiast kurtuazyjnego całowania w dłoń podkreślając  ,że to niehigieniczne.  Inni  zaś twierdzą, że TE czasy się skończyły. Te czasy , w których była to ogólnie przyjęta w Polsce  forma powitania. No ale Europa da sie lubić i idzie nowe. Tyle tylko, że  moja  przedwojenna mama by się przewróciła jakby jakiś młodzian  na powitanie sprzedał jej "żółwika" :). Na szczęście ja w moim 40 roku życia mam to ze sobą dawno ustalone, że wyciągam rękę w przyjacielskim geście i jest to uścisk mocny pewny, a nie zdechła żaba.
Pozostaje  pytanie , całować czy nie całować ?
Niejeden młody chłopak pewnie ma dylemat przed imieninami u leciwej cioci czy całować czy nie, jak wybrnąć z sytuacji gdy nie uda mu się sforsować oporu  ręki na siłę  jadącej do góry i zmuszającej go do złożenia pocałunku. Takie przepychanki na szczęście należą do rzadkości. Sama miewałam sytuacje, gdy np. witałam się z 3 mężczyznami  po kolei i dwaj pierwsi całowali ,a ja z rozpędu już trzeciemu szykowałam dłoń do pocałunku. No idiotyczna sytuacja dla obu stron. Bywałam też zażenowana  , kiedy miałam  20 kilka lat  i jakiś pan starszej daty  na siłę próbował   oddać hołd mojej świeżo dojrzałej kobiecości. Naturalnie  przy odrobinie współpracy z obu stron da się wyczuć łatwo  kto jest zwolennikiem jakiej opcji. Wystarczy, że kobieta podaje rękę w taki sposób ,który podpowiada od razu   lub wyjdzie na przeciw intencjom   witanego mężczyzny.
Niewielu mężczyzn w wieku poborowym całuje kobiety w rękę, a jeszcze mniej wie, że nie należy windować tej ręki pod niebiosa, a połączyć złożenie pocałunku ze skłonem tułowia (siad prosty już nie konieczny).Zastanawiałam się czy jestem za a nawet przeciw, ale ni cholery nie wiem.
Chciałoby się westchnąć i rzec, że ostatnimi czasy ten jakże piękny polski zwyczaj zanika....ba zdarza się, że gest ten bywa kojarzony negatywnie z   mężczyzną pod dobrą datą i złamanymi goździkami w garści (trzymanymi do dołu), który choć tak próbuje zachować fason.
Całowanie w rękę to tylko jeden ze sposobów okazywania szacunku kobietom. Coraz rzadsze jest też podawanie płaszcza, otwieranie drzwi do auta, czy odsunięcie krzesła. O tempora o mores? Ano chyba nie :). trudno w tym zabieganiu, w natłoku zajęć ,spraw , w wymieszaniu płci  i metroseksualności czekać ostentacyjnie jak księżniczka  na to by etykiecie stało się za dość. Na zachodzie bez zmian, tam wsiarawno kto pierwszy w drzwi, chłopiec czy dziewczynka. A u nas zmiany zmiany...:)
kunegunda :)
kunegunda_smallCałujuuąc Twoją dłoń Madammmme....no właśnie co się wtedy dzieje?  Kto śni ,że to usta ...jej.? Raczej tylko czuły kochanek wyrażając w ten sposób szacunek, miłość, oddanie ,chcący okazać ciepło. Normalny cmok w mankiet, określany także buchnięciem w mankiet, często faktycznie ląduje na mankiecie lub wcale nie dociera do celu ,bo jest tylko rytuałem. Rytuałem, który wielu młodych mężczyzn wprawia w zakłopotanie ,a  dla średniego pokolenia to przeżytek. Chyba jakoś jesteśmy w fazie przejściowej i wiadomo jak sie skończy, wcale nie na dwoje babka wróżyła:). Niektórzy mężczyźni  bronią mocnego, przyjacielskiego uścisku zamiast kurtuazyjnego całowania w dłoń podkreślając  ,że to niehigieniczne.  Inni  zaś twierdzą, że TE czasy się skończyły. Te czasy , w których była to ogólnie przyjęta w Polsce  forma powitania. No ale Europa da sie lubić i idzie nowe. Tyle tylko, że  moja  przedwojenna mama by się przewróciła jakby jakiś młodzian  na powitanie sprzedał jej "żółwika" :).
Czytaj więcej...

Surviva sovoir Viru:)

Surviva sovoir Viru:)
Bigos na śniadanie? Owszem, jak się mieszka samemu to żaden wstyd i wolnoć Tomku:).Poza tym bigos o 12.00 to już  prawie przystawka do obiadu, a że mało wykwintna, no cóż... tak się je, jaka jest podaż w lodówce. Kuchnia  ma ,kuchnia wyda. To sobie wydałam bigos raz.
Degrengoladatotalna, papierosy, kawa, opary dymu , no kantyna to mało. Trzeba się jakoś ustatkować. Ale weź się statkuj, jak okręt podtapiają:).
Naszczęście autodestrukcja nie sięga dna. Zbieram porozrzucane papiery i ciuchy, nie jem jeszcze śledzia na gazecie, choć od dawna nie otwieram listów nożem do papieru:).
W dzieciństwie  w ramach kindersztuby nakładziono mi do głowy jak mam jeść i jak się poruszać w towarzystwie, żeby mnie nie odsądzano od czci i wiary i nie wytykano palcami. Jednak  dziś dość swobodnie traktuje to co wyssałam z mlekiem matki i uważam, że wszystko dla ludzi i w granicach rozsądku. Kindersztuba ,kindersztubą ,a życie   jest normalne i powszednie.
Oczywiście  są pewne rzeczy, drobiazgi, które robi się automatycznie, zawsze kazano mi wstawać  ,kiedy ktoś się ze mną wita, czekać  aż wyciągnie rękę na powitanie i powiedzieć patrząc w oczy "dzień dobry Pani, " lub "Dzień dobry Panu . Efekt tego  taki, że do dziś  tak robię  i pewnie w domu starców też będę próbowała podnieść się z fotela z robótką i dygnąć  z piskliwym "Dzień dobry Pani" na ustach.
Automatyzacja sięga czasem tak daleko, że dziękuję odruchowo za wszystko, przepraszam  jak ktoś na mnie wpadnie i zdarza mi się pukać przed wyjściem z pokoju:).
Ale wracam do manier ,co to spętują lub pomagają:)
Każdy na pewno zna osoby , które  nawet jeśli przeklinają to  im to uchodzi i nikt nie uważa, że mają rynsztok w buzi ,bo robią to umiejętnie, czasem dowcipnie lub po prostu wiedzą gdzie , kiedy i z kim.  Oczywiście  znam ludzi ,którym nigdy nie przeszłoby wulgarne słowo przez gardło. Kuriozalnym przypadkiem była pewna starsza pani ,która całe życie mieszkała ze swoją siostrą i zawsze wyjadały sobie z dzióbków, hołdując wszystkim zasadom wyniesionym z domu. Otóż pewnego dnia, w wieku mocno dojrzałym ,ta pani  w sprzeczce z siostrą  nie wiedziała jak dać upust emocjom i jedyne co jej się cisnęło na  usta, ..." do jasnej cholery". Nabrała powietrza i ...skończyło się tylko na jasnej :), bo dostała wylewu. Tak bardzo była przerażona perspektywą tego co za chwilę zrobi, że emocje sięgnęły zenitu. Jak widać przesada w żadną stronę nie jest wskazana.
Inna zabawna historyja to obiad potencjalnej synowej u przyszłej pani matki, kiedy ta uwijała się ,żeby pomóc starszej dystyngowanej pani  w obowiązkach domowych.  Owa pani pamiętająca zapewne czasy parobków ,których jak wieść gminna niesie  trzeba trzymać z czapką na podołku, nie zdzierżyła  widoku kandydatki z widelcem w garści i postanowiła ją pouczyć. Pozwól,  -zagaiła -że Ci pokaże jak należy właściwie trzymać sztućce. No arystokratka prawdziwa, żeby komuś wytykać jego niedociągnięcia!  Ten dopiero dobrze wychowany, co się ze swoim wychowaniem nie obnosi i nie wynosi. Jak je ma to niech siedzi z nimi w kąciku i ewentualnie świeci przykładem. No chyba, że chce pouczać własne dzieci w wieku przedszkolnym, to mu wolno zawsze:)
Jak ja sobie wyobrażam prawdziwą damę to jak sianokosy to zakasuje rękawy i nie dość, ze haruje jak "każden jeden" to jeszcze jak zsiadłe mleko "podają i szmalec:) to  też nie kręci nosem i nie wzdryga się, że inni oblizują palce.  Obliz noblez albo jakoś odwrotnie:):):). Nawet  królowa angielska powinna myc  po sobie wannę i to ważniejsze niż to czy zna  zasady wymiany wizytówek.
Czego sie trzymam? Ano tego, żeby nie dać się zwariować, przeczytać raz co zakłada teoria  P. Kamyczka i na pewno coś tam zostanie na twardym dysku i w trudnej sytuacji będzie na podorędziu- jeśli życie...towarzyskie wystawi nas na ciężką próbę.
Wiele sytuacji towarzyskich da się  opanować na tzw. czuja, ale wiem też, ze nie brak ludzi ,którzy oceniają człowieka po tym czy wie w jakiej kolejności pląsać  w towarzystwie z powitaniem, czy wie jaki uścisk ręki jest właściwy i  panuje nad sztućcami i zastawą stołową. Dla ludzi starej daty znaczenie ma tembr głosu, sposób siadania, patrzenia w oczy, szybkość reakcji we wstawaniu  i wiele  sformułowań wygładzających rozmowę. Ale... te piękne słowa ( jeśli pan łaskaw, jeżeli pani pozwoli, nie chciałabym pana deranżować, proszę się nie fatygować, pozwolę sobie zwrócić uwagę i cala masa  innych ciekawych konstrukcji:) , pewnie nie znanych gimnazjalistom z netykiety) pozwalają  podać niejedna jadowitą informację w opłatku i to tak , żeby nasz rozmówca się nim skutecznie udławił. To skuteczna  metoda na dystyngowana pyskówkę:).
Stawiam na  równowage, w Bristolu nie koniecznie łokcie w talerzu, ale w domu nie muszę jeść ryby specjalnymi sztućcami nawet jeśli je posiadam wśród  rodowych platerów :):):).
kunegunda :)
kunegunda_smallBigos na śniadanie? Owszem, jak się mieszka samemu to żaden wstyd i wolnoć Tomku:).Poza tym bigos o 12.00 to już  prawie przystawka do obiadu, a że mało wykwintna, no cóż... tak się je, jaka jest podaż w lodówce. Kuchnia  ma ,kuchnia wyda. To sobie wydałam bigos raz.
Degrengoladatotalna, papierosy, kawa, opary dymu , no kantyna to mało. Trzeba się jakoś ustatkować. Ale weź się statkuj, jak okręt podtapiają:).
Naszczęście autodestrukcja nie sięga dna. Zbieram porozrzucane papiery i ciuchy, nie jem jeszcze śledzia na gazecie, choć od dawna nie otwieram listów nożem do papieru:). 
W dzieciństwie  w ramach kindersztuby nakładziono mi do głowy jak mam jeść i jak się poruszać w towarzystwie, żeby mnie nie odsądzano od czci i wiary i nie wytykano palcami. Jednak  dziś dość swobodnie traktuje to co wyssałam z mlekiem matki i uważam, że wszystko dla ludzi i w granicach rozsądku. Kindersztuba ,kindersztubą ,a życie   jest normalne i powszednie.
Czytaj więcej...

Profile randkowe

Profile randkowe
Szukam jak w korcu maku, ale korzec wielgachny taki, że już łapki bolą odprzebierania:). No czy ja oszalałam? Pewnikiem tak. Na duś na siłę szuka człowiek człowieka i łazi po tych portalach randkowych. Sapiencjimi może przybędzie jak nic, bo każdy się sili na motto życiowe i czytam, co tam ludziom przyświeca. a przyświeca: motto mi lotto, albo dzień bez uśmiechu jest stracony czy kochaj  i szalej - to dla kamikadze emocjonalnych  i tych co o aids nie słyszeli:).
Smichy-chichy, a choroba szaleje.  Nie raz już rozmawiałam z kobietami i z mężczyznami ,którzy  opowiadali o swoich perypetiach miłośnych i dalibóg nie spotkałam nikogo, kto by robił test na aids. Ba niektórzy oburzali się i dziwili jaka to ja straszna jestem, bo uważam, że jak się dwoje ludzi schodzi to najpierw na testy. Testy nie są wbrew pozorom dla latawic:) i podrywaczy:), bo test wykazuje  obecność wirusa dopiero po 3 miesiącach, więc jest akurat dla takich ,co szukają stałego związku i zechcą zainwestować trochę czasu w poznawanie siebie i oswajanie się ze sobą. Moi rozmówcy obruszali się  na wspomnienie o testach, że to nieromantyczne i jak można nie ufać, że skoro każde wie z kim sypiało. No jak ja posiedziałam w internecie to już w bociany i wierność słabo wierzę. Ja tez siebie znam, ale nie znam np. poprzedniej narzeczonej mojego ukochanego i ani  całego łańcuszka innych pań czy panów.  Ani tytuł ani pozycja zawodowa ,ani kasa nie chronią przed aids.
Aż trudno uwierzyć, że kiedyś ludzie odnajdowali się metodą tradycyjną:), atu dziesiątki portali w kraju i za granicą:) i nic:). Sieczka. Każdy szuka księżniczki z bajki i ja też księcia, a tu szara rzeczywistość. Jaką tu maszynę losującą wybrać? Odrzuciłam wszystkich, którzy w swoich profilach  wszem i wobec ogłaszają, że szukają przygody i seksu lub, że niczego nie szukają. Odrzuciłam w separacji, żeby nikomu nie zaburza życia ,a i sobie zaoszczędzić huśtawki emocjonalnej. Ograniczyłam się wiekowo :) i  w przestrzeni ,żeby już nigdy nie musieć tachać bigosu, śledzi i barszczu marki Hortex dla jakiegoś oszusta internetowego:).Wyskoczyło  od diabła  i ciut ciut.
Jak szukać to szukać.  Nie ma co liczyć, że stara zasada "siedź w kącie, znajdą cię" poskutkuje .Przejrzałam 75 stron,  każda z kilkunastoma  profilami. Naturalna selekcja: 3/4 nie odpowiadało moim wyobrażeniom o tym ,z kim mogłabym chcieć gadać do końca życia. Część to na pierwszy rzut oka zawodowi podrywacze, którzy znaleźli na portalach randkowych nieustająco bijące źródło dorodnych łań. Zwabią:) , wypiją kawę , jedną , siódmą , potem weekend w Ciechocinku albo w Kazimierzu ,  lawina smsów, (typu kotku, żabko, żeby sie imiona nie myliły)  kilka maili na zarybek przed urlopem letnimi i kolej na następne rozdanie.
Każdy pisze, że idzie jesień, że smutno, że samotność, no chyba na przezimowanie szukają czy jak:)? a jakby się chciało na dożywocie:) to co:)?
Sądzę, że dość wnikliwie przeglądałam profile. Można się strachu najeść:). Część uczciwe deklaruje, że właśnie wraca  na portal po nieudanym związku z internautką:), Część nie chce mieć dzieci lub je ma i nie zamierza więcej.  A najciekawiej jak ktoś już nie ma nabożeństwa do wymiany maili tylko od razu chce umawiać się na rozpoznawczą:) herbatę ,bo to wtedy podobno czasu się nie traci na poznawanie wirtualne ,a od razu wiadomo czy wóz czy przewóz. No to tym bardziej strach, bo tak jakby przebierać na targu, które ubranko ładniejsze. A mi się wydaje, że jednak słowo pisane ma jakąś wartość i dobrze najpierw poczytać ,co ktoś ma do napisania, posłuchać jak mówi i o czym ,a dopiero później jak spełnia warunki brzegowe:) to trzeba zobaczyć czy się miło gada przy kawie. Taki człowiek z portalu jest kompletnie wyrwany z kontekstu. Nie wiadomo o nim nic. Telefon może być jednym z kilku, a cała reszta zmyślona lub upiększona dla celów marketingowych. Dlatego chyba warto lepiej poznać osobowość i charakter na odległość niż zbyt pochopnie wybierać się na randkę. Czasem wystarczy pogadać na skypie, żeby przekonać się, że to co pisane nie brzmi już tak samo jak mówione i ,że np. to książę z zupełnie innej bajki.
No podaż jest, ale trudno coś wybrać jakby się chciało trafnie i do końca życia:).  Nie brak  deklaracji o posiadanych nieruchomościach .Niektórzy nawet fotografują sie w odpowiednim anturażu  w willi przy kominku, a prawdziwi (?) mężczyźni podkreślają swoją męskość zdjęciami z ryzykownych wojaży , z bronią w ręku, na motorze lub motorówce. Rambo22 i pół niech się schowa.
Dla wybrednych:)  nie brak doktorantów  z pełnym trzosem, co to w lecie polują na rekiny, a zimą  pląsają na stokach . Żyje im się dostatnio tylko szukają  już tej kropki nad i, ale ani słychu ani widu. Przystojni, pewni siebie, uśmiechnięci i podobno zrealizowani.
Zajrzałam do ofert kobiet i o dziwo nie brak tam też pań, które szukają zabawy i przygody:), a myślałam, że to domena mężczyzn. Jak to mozory pylą:). Droga wolna, każdy może robić co chce. Znalazłam też profile  zadbanych , ciekawych i ciepłych kobiet po trzydziestce, które mimo wielomiesięcznych wysiłków wciąż nie znajdują miłości . Ba, ich profile odwiedziły setki, czasem tysiące mężczyzn. Góra z górą się nie zejdzie i człowiek z człowiekiem też nie:)?
kunegunda :)
kunegunda_smallSzukam jak w korcu maku, ale korzec wielgachny taki, że już łapki bolą odprzebierania:). No czy ja oszalałam? Pewnikiem tak. Na duś na siłę szuka człowiek człowieka i łazi po tych portalach randkowych. Sapiencjimi może przybędzie jak nic, bo każdy się sili na motto życiowe i czytam, co tam ludziom przyświeca. a przyświeca: motto mi lotto, albo dzień bez uśmiechu jest stracony czy kochaj  i szalej - to dla kamikadze emocjonalnych  i tych co o aids nie słyszeli:). Smichy-chichy, a choroba szaleje.  Nie raz już rozmawiałam z kobietami i z mężczyznami ,którzy  opowiadali o swoich perypetiach miłośnych i dalibóg nie spotkałam nikogo, kto by robił test na aids.
Czytaj więcej...

To se ne wrati?

To se ne wrati?
Może jestem sentymentalna, ale szkoda mi, że  pewne rzeczy odchodzą do lamusa. Nawet nie chodzi o tamborek do haftowania , studnie z żurawiem czy tarę do prania (mam w piwnicy jakby ktoś chciał),ale o zwykłe prace domowe , na które już nie ma czasu.
Rzadko kiedy chce nam się samu coś wydziergać ,bo może umiejętności nie starczyć nawet na szalik ,a poza tym na wyprzedaży znajdziemy bez trudu szalik za kilkanaście złotych i to z firmowa metką:). Sama co roku siadam do tego samego swetra i nigdy przed wiosną nie kończę. Próby  ozdobienia abażura haftem tez skończyły sie marnie,  więc  tylko przekładam z kąta w kąt , koronki, taśmy i wstążki  i wzdycham.
W kuchni też sie wiele zmieniło d czasów mojego dzieciństwa. Niby wygodniej sernik z torebki zrobić czy mak na święta z puszki zamiast kręcić przez maszynkę 3 razy, ale jakoś taki mi czasem łyso, że wszystko w sklepie gotowe, od placków ziemniaczanych po sałatki jarzynowe. Dawniej jak był rosół to wiadomo było, że będzie i sałatka jarzynowa z  warzyw z rosołu albo kurczak w galarecie. Jak gotowano barszcz to potem jeszcze robiono ćwikłę i jakoś jedno naturalnie wypływało z drugiego. Teraz nikt nie myśli o tym by kisiel był sokiem owocowym zaprawionym mąką ziemniaczaną ,bo przecież wystarczy zalać  proszek w kubku i kisiel gotowy.
Chyba już niewiele osób ma czas i cierpliwość do robienia makaronu jak to drzewiej bywało. U mnie w domu do dziś  leży stolnica i z sentymentem wspominam czasy gdy obserwowałam jako dziecko jak się zagniata ciasto, wałkuje ,kroi w paski i potem suszy je na lnianych ścierkach. Wszystko to bacznie obserwowałam przekonana, że kiedyś ja przejmę tą schedę:)po mamie i niani. Patrzyłam jak rośnie ciasto drożdżowe na parapecie i doglądałam sama jako podkuchenna , żeby nie wykipiało, robiłam kratkę z ciasta  na szarlotce i czyhałam na możliwość podkradzenia surowego ciasta.
Na pewno było to wszystko czasochłonne i wymagało wiele pracy, ale chyba wprowadzało też jakiś spokój. Jakoś nie pamiętam, żeby w domu wszystko było robione z obłędem w oczach, a przecież na pewno o wiele trudniej było prać , prasować.
Wszystko miało swoje miejsce i czas to były niemal rytuały. Bieliznę oddawało sie do magla, skarpety cerowało, guziki w skupieniu przyszywało, a był czas też na robienie na drutach i szydełkowanie. Do dziś wspominam wakacje spędzone z mam, kiedy co wieczór siadała do haftowania obrusa. Naturalne było to, że na stole pojawiały sie pierogi ,kopytka i wszystko to powstawało w domu. Nie zachęcam do powrotu do zasiadanych przyjęć na 50 osób, kiedy 3 dni przed przyjęciem gości zasiadano do skubania pierza, czyszczenia sreber  ,przygotowywania marynat  i legumin. Nie zachęcam do powrotu, ale sobie wzdycham:).
Z dzieciństwa pamiętam, że wszystkim pracom domowym poświęcano należyta uwagę i czas. Nie było gorączkowej krzątaniny. Może dlatego, że nie było takich programów tv w których gotuje się na czas  i jeszcze w ciągu odliczania ostatnich 30 sekund powstaje deser. Lody można było kupić na patyku, a jak ktoś chciał na wynos to w termos, ba były nawet specjalne termosy do lodów.
Okazało się, że 3/4 przyborów kuchennych i naczyń mojej mamy już kompletnie nie ma racji bytu, bo termosu nie wiem kiedy jeszcze mogłabym użyć poza wspinaczką wysokogórską. Gdziekolwiek nie pojadę na każdej stacji benzynowej czeka na mnie coś ciepłego do picia , a jeszcze mogę się zatrzymać na popas w  przydrożnej knajpce i nie zbankrutuję.
Do lamusa odeszły też dawne smaki.  Jakem przeciwniczka pożerania tonami mięsa tak uważam, że wędlina zrobiona gospodarskim sposobem smakowała w niepowtarzalny sposób. Nikt nie produkuje już pudrowych dropsów, a prawdziwego sękacza to tez tylko ze świecą i to w suwalskim szukać.
Wymierają też powoli usługi. Krawiec połatajek, szewc, co czyni cuda i repasacja pończoch. Zresztą kto by chciał paradować w takich pończochach, albo by go wzięli za fleję albo uznano by, że to taki firmowy rzucik. Generalnie jeśli to nie samochód , pralka i lodówka to się już mało co naprawia.
Mgliście,bo mgliście pamiętam, że czasem cerowało się rzeczy i sama  chętnie uczyłam się jak się to robi.  Nauczyłam się haftowania, szydełkowania i wszystkiego co się mi wydawało niezbędne w przyszłym życiu. Życie przyszło i kupuję makaron gotowy, bo mogę dobrać kolor kształt i długość. No może ze składem nieco gorzej, ale jak rozsądzę czy mieć czy robić wybieram o zgrozo mieć:).
Nie  nastawiam mleka na zsiadłe, bo , żebym skisła to ono nie:). Co za tym idzie nie jadam twarożku własnego chowu:). Sterylizacja mleka odcięła mnie skutecznie od dalszej linni produkcyjnej, bo nie da sie już zrobić domowym sposobem twarożku  i niepotrzebna nam już ta prasa do odciskania białego sera. Ewentualnie mogę jeszcze stawiać na ogórki kiszone i dżemy w myśl zasady: wiesz co jesz, ale po jednym sezonie eksperymentów okazało się ,że od lata do lata nie zjesz wszystkiego  i zawsze zrobi się za dużo, więc tylko staram się czytać co na etykietce i wybrac co łagodniejsze zestawy konserwantów.
Malkontent ze mnie, wiem:) Zamiast siadać sama do haftowania , przetworów , suszenia ziół i grzybów to  tylko wybrzydzam, że na nic mi te foremki na babeczki a kalafiorowa  = mrożonka + kostka bulionu. Fakt, najłatwiej sie narzeka i krytykuje:) cdn.
kunegunda :)
kunegunda_smallMoże jestem sentymentalna, ale szkoda mi, że  pewne rzeczy odchodzą do lamusa. Nawet nie chodzi o tamborek do haftowania , studnie z żurawiem czy tarę do prania (mam w piwnicy jakby ktoś chciał),ale o zwykłe prace domowe , na które już nie ma czasu.
Rzadko kiedy chce nam się samu coś wydziergać ,bo może umiejętności nie starczyć nawet na szalik ,a poza tym na wyprzedaży znajdziemy bez trudu szalik za kilkanaście złotych i to z firmowa metką:). Sama co roku siadam do tego samego swetra i nigdy przed wiosną nie kończę. Próby  ozdobienia abażura haftem tez skończyły sie marnie,  więc  tylko przekładam z kąta w kąt , koronki, taśmy i wstążki  i wzdycham. W kuchni też sie wiele zmieniło d czasów mojego dzieciństwa.
Czytaj więcej...

Nowe okulary

Nowe okulary
No i stało się, nosze okulary do czytania:). Już zapomniałam że tak dobrze może się czytać:), niby tylko 0,5 dioptrii a jaka różnica:)! Nie było także ,żeby mi rąk na długość nie starczało do czytania, ale  jak już wlazłam do wanny i okazało się ,że nie wiem co  państwo do mnie napisali  na tej odzywce do włosów czy spłukiwać czy nie, a jeśli tak to po ilu minutach, no to postanowiłam sprawdzić  mój sokoli wzrok - widzę numer autobusu niemal nim ruszy z poprzedniego przystanku.
Czytać  jeszcze czytam gazetę i książkę ,ale Anny Kareniny już bym nie przeczytała, bo jednak  trochę trzeba się natężać nad tymi literkami. Jednak ta drobnica  na paście do  zębów  (na szczęście tu wiem na pamięć:),że mam myć 3 minuty) trochę już mnie zaczynała drażnić.
Kiedyś czytałam jak sobie trzeba wyobrazić starość: trzeba założyć  trochę za duże buty, ubrać się w za ciasne ubrania, założyć za mocne okulary i tak pochodzić  cały dzień. Najlepiej pójść do sklepu i zobaczyć jak to jest gdy nie widać tak dobrze towarów na półkach i  nie da się wcale przeczytać daty przydatności, jak chodzi się wolniej  i załatwienie kilku rzeczy zajmuje więcej czasu. Nie da sie już tak rachu-ciachu przemierzać świata.
kunegunda :)
kunegunda_smallNo i stało się, nosze okulary do czytania:). Już zapomniałam że tak dobrze może się czytać:), niby tylko 0,5 dioptrii a jaka różnica:)! Nie było także ,żeby mi rąk na długość nie starczało do czytania, ale  jak już wlazłam do wanny i okazało się ,że nie wiem co  państwo do mnie napisali  na tej odzywce do włosów czy spłukiwać czy nie, a jeśli tak to po ilu minutach, no to postanowiłam sprawdzić  mój sokoli wzrok - widzę numer autobusu niemal nim ruszy z poprzedniego przystanku. Czytać  jeszcze czytam gazetę i książkę ,ale Anny Kareniny już bym nie przeczytała, bo jednak  trochę trzeba się natężać nad tymi literkami. Jednak ta drobnica  na paście do  zębów  (na szczęście tu wiem na pamięć:),że mam myć 3 minuty) trochę już mnie zaczynała drażnić.
Czytaj więcej...

Najlepiej smakuje proza życia

Najlepiej smakuje proza życia.
Mogłabym napisać o tym jak bardzo boli mnie samotność, jak sie o nią potykam, ale całe tabuny piszą o tym, roztrząsają swój ból i nic z tego nie wynika, a może trzeba właśnie po prostu przyjrzeć się powszedniości i nią zachłysnąć...we dwoje...
Przedwczoraj schodziłam powoli po schodach i poczułam na klatce schodowej zapach niedzielnego obiadu, ktoś przygotował odświętny obiad, taki z ziemniakami, bitkami (biedne krowy) dla wszystkich bliskich. Na parterze były uchylone drzwi i słońce padało na podłogę i na schody, słońce takie ciepłe, popołudniowe. Z mieszkania słychać było głosy, gwar, śmiech, odgłosy sztućców... zapach obiadu miło przypomniał mi,że nie wszyscy jadają na obiad kanapki tak jak ja. Ożywiło to wspomnienia z dzieciństwa, dotyk papieru, który owijał goździki niesione w pośpiechu na imieniny i zapach obiadu,deser, smak tortu, ciast i głosy ludzi, którzy już dziś nie żyją.Potem kwiaty w kryształowym wazonie na stole na obrusie, tak zwyczajnie, dobrze i bezpiecznie:).
Wszyscy chcemy uciec od sztampy, kiczu, ścigamy sie sami ze sobą i z innymi, żeby wygrzebać ze sklepu jak najlepsze kafelki, meble, obrusy,a potem siadamy z nasza cudną plazemką, sami w pustym domu. życie powinno iść w tempie, szkoła, miłości, miłostki, pierwszy seks,studia, wyjazdy, miłość na kolejne lata i znowu zakup mieszkania,zaręczyny, ślub, dom, dziecko...jak nie idzie w tempie, nie dostajemy bodźców, tak cyklicznie i po bożemu to sie kanarki w głowie lęgną i szukamy dziury w całym, życie sie nam pruje. Właśnie w niewydziwianiu nad kiczowatością sierpniowych georgiń w grubym krysztale, nad nudą niedzielnych obiadów i odstawiania się na wyjście do kościoła,w tym właśnie jest prostota i sens życia. Tak żyjąc można żyć spokojnie, szczęśliwie, uczciwie i nie popaść w depresję. A jeśli nie to to właśnie budzimy się niczym ja dziś z ręka w nocniku, porzucona przez faceta, który okazał sie mieć w nosie czy mi źle czy smutno i czy dam rade przetrwać tę noc i życie, Budzimy się i wiemy, że to inni wstają dziś parami do pracy, odwożą się przez pól miasta i czują zapach swoich perfum, niknący powoli w łazience zapach snu i wreszcie ciepło porannej herbaty we dwoje. Zazdroszczę im tej niewiedzy, że właśnie toczy się życie, ich życie ... dobre, zwykłe. Dzięki tej niewiedzy niedzielą dnia na pięcioro tylko żyją całując sie na "dzieńdobryskarbie" i "dobranockochanie".
kunegunda :)
kunegunda_smallMogłabym napisać o tym jak bardzo boli mnie samotność, jak sie o nią potykam, ale całe tabuny piszą o tym, roztrząsają swój ból i nic z tego nie wynika, a może trzeba właśnie po prostu przyjrzeć się powszedniości i nią zachłysnąć...we dwoje...
Przedwczoraj schodziłam powoli po schodach i poczułam na klatce schodowej zapach niedzielnego obiadu, ktoś przygotował odświętny obiad, taki z ziemniakami, bitkami (biedne krowy) dla wszystkich bliskich. Na parterze były uchylone drzwi i słońce padało na podłogę i na schody, słońce takie ciepłe, popołudniowe. Z mieszkania słychać było głosy, gwar, śmiech, odgłosy sztućców... zapach obiadu miło przypomniał mi, że nie wszyscy jadają na obiad kanapki tak jak ja. Ożywiło to wspomnienia z dzieciństwa, dotyk papieru, który owijał goździki niesione w pośpiechu na imieniny i zapach obiadu,deser, smak tortu, ciast i głosy ludzi, którzy już dziś nie żyją. Potem kwiaty w kryształowym wazonie na stole na obrusie, tak zwyczajnie, dobrze i bezpiecznie:).
Czytaj więcej...

Botox i spółka = bibułka

Botox i spółka = bibułka
Widziałam! Mało nie zemdlałam, skórka pomarańczy koło nosa, czerwone dorzecza Amazonki na nosie i bruzda nosowo wargowa zieje głębią! A na cholerę ja się tyle uśmiecham?! Gimnastyka to zdrowie, ale nie dla mięśni twarzy! Plamy starcze - nie opadowe (!) - na twarz mi wystąpiły, no a mama mówi,że trzeba sie godnie starzeć,ale jak ?:). Mamie łatwo mówić jak ma 80 lat i absztyfikanta:), który jej powtarza,że z dnia na dzień lepiej wygląda:). Mama mówi,że on z dnia na dzień lepiej widzi,no, ale odkąd mam te okulary to widzę jak na dłoni, że "praw fizyki pan nie zmienisz", i
Ja tu muszę w szranki stawać z całym tabunem kobiet, bo wyścig ciągle trwa. Ostatnio widziałam na okładce te panią co jak ja dzieckiem w kolebce jeszcze to ona już wtedy była w kwiecie wieku i tak ją tam przefotoszopowali, że się jeszcze lepiej trzyma niż za młodu. Na otwarciu wystawy widziałam z bliska Y i tez mimo tego,że stałam nos w nos nie mogłam pojąc jak ona ode mnie jest 20 lat starsza,a więc nie wszystko może i dla mnie stracone. Czem prędzej lecę szukam na forach kto mi tu nie wykrzywi i pewną ręką wyprasuje wszytko co mi sie zapada na twarzy. Paleta możliwości naprawy matki natury taka,że ani chybił do wiosny będę znowu miała 20 lat.
Choc w pisane nie wierzę,bo odkąd mam okulary przeczytałam wszystko (!) co napisane drobnicą na ulotkach moich kremów i wynika z tych obietnic,że wszyscy powinni do mnie mówić "dziecinko". Wklepuje każdy krem tam gdzie państwo każą. Jeden pod oczy, drugi na powieki, ten malutki pod oczy, niebieski na szyję. Trochę już mi miejsca zaczyna brakować na twarzy,ale nic, jak mus to mus. wypróbowałam wszystko i te po 3,50 i po 270 i nic metryka dalej nie kłamie:). Obiecanki...
Postanowiłam sięgnąć po cięższą broń, oby nie obosieczną:).
W interenecie wyskoczyło mi kilkanaście stron,ale przy trzeciej już wiedziałam, że złote góry są do zdobycia i złote nici też:P.
No co się naczytałam to moje:
Zmarszczki dzielimy na: posłoneczne, posenne, grawitacyjne i mimiczne ...a nie mówiłam, żeby tyle nie pajacować! Już nie będę ! Mówcie do mnie teraz "Kamienna Twarz". Na szczęście grawitacyjne jeszcze mnie nie dotyczą,ale lada dekada będę nosiła siatkę na polikach tak jak moje babki na włosach.
Jak to się czasy zmieniają...
W godzinie pąsowej róży byłabym już nobliwą damą, odchodząca w cień życia, tu świat tak się rozwiną i ta medycyna też, że nic tylko trzeba na ring i do walki. No to lecę :),ale bez ukończenia kolejnego fakultetu, tym razem chemii nie razbierosz...Żeby sie połapać co sobie zawinszować w gabinecie trzeba sie wgryźć i to ze zrozumieniem w mądre terminy. Piszą do mnie, że najnowszy preparat na 5 lat uczyni mnie gładką bo UWAGA ! ... proces kontrolowanej resorpcji..tego czegoś co zastępuje matryce wewnątrz komórkowa... o mamo no i co ja mam robić?
Ano nic dzwonię i umawiam wizyt. Lżejsza o 150 pln dowiaduję się,że za 1500 mogę nie mieć bruzd na pół roku. No taniuśko, tylko po 200 z groszami za miesiąc. to chyba brać, nawet komu nie potrzeba:). Brać? Brać, bo chyba nie pokochać to coś co chce mnie upodobnić do baseta.
Naczytałam się , że hej, tyle zabiegów od peelingów, przez lasery po wstrzyknięcia i operacje, tylko czy ja to wytrzymam, i moja kieszeń,że o twarzy nie wspomnę:). Oooo, wytrzymam, wytrzymam byle do 50, a potem to już z górki:).
kunegunda :)
kunegunda_smallWidziałam! Mało nie zemdlałam, skórka pomarańczy koło nosa, czerwone dorzecza Amazonki na nosie i bruzda nosowo wargowa zieje głębią! A na cholerę ja się tyle uśmiecham?! Gimnastyka to zdrowie, ale nie dla mięśni twarzy! Plamy starcze - nie opadowe (!) - na twarz mi wystąpiły, no a mama mówi,że trzeba sie godnie starzeć,ale jak ?:). Mamie łatwo mówić jak ma 80 lat i absztyfikanta:), który jej powtarza, że z dnia na dzień lepiej wygląda:). Mama mówi, że on z dnia na dzień lepiej widzi, no, ale odkąd mam te okulary to widzę jak na dłoni, że "praw fizyki pan nie zmienisz", i ...
Ja tu muszę w szranki stawać z całym tabunem kobiet, bo wyścig ciągle trwa. Ostatnio widziałam na okładce te panią co jak ja dzieckiem w kolebce jeszcze to ona już wtedy była w kwiecie wieku i tak ją tam przefotoszopowali, że się jeszcze lepiej trzyma niż za młodu. Na otwarciu wystawy widziałam z bliska Y i tez mimo tego, że stałam nos w nos nie mogłam pojąć jak ona ode mnie jest 20 lat starsza, a więc nie wszystko może i dla mnie stracone. Czem prędzej lecę szukam na forach kto mi tu nie wykrzywi i pewną ręką wyprasuje wszytko co mi sie zapada na twarzy. Paleta możliwości naprawy matki natury taka, że ani chybił do wiosny będę znowu miała 20 lat.
Czytaj więcej...

Z pieca na łeb – czyli mężczyzna upadły

Z pieca na łeb – czyli mężczyzna upadły
Współczesny mężczyzna ma przechlapane. Kiedyś mógł hulać, szaleć , lulki palić i nie musiał się spowiadać dokąd idzie. Był jedynym żywicielem rodziny i dawało mu to silną,, niezbywalną pozycję w stadzie.
Czas zadziałał na niekorzyść facetów. Dziś nie wystarczy, że facet jest silny i zarabia. Samą szarmancją, barczystymi ramionami i powłóczystym spojrzeniem też niewiele zdziała. No niewiele u tych najlepszych samic, bo oczywiście nadal bywają kobiety, które kusi opasły portfel, sylwetka tura czy fotel w zarządzie dużej firmy. Ale to nie te kobiety, które stają przed ołtarzem z powodu łopotania serca:).
W XXI wieku nie da się facetowi ukryć tak łatwo swojej nieudaczności, nie dostaje tez z urzędu naszej atencji i podziwu. Na wszystko musi w pocie czoła zapracować. Nie ma już zastosowania maksyma,ze oby tylko był ładniejszy od diabła. Dla wielu kobiet musi być zadbany od stóp do głów. Jak poczytać w internecie, co panie krytykują, to wystawa koni wysiada.  A to ma włosy nie tu gdzie trzeba lub nie ma tam gdzie trzeba. Oburzają się panie, że nie ma zadbanej fryzury w miejscach dla oka przechodniów niewidocznych . Śmieją się, że ma brzuch, że mu się włos przerzedza i że nie takie skarpetki i  nie taki krój. A to tylko okładka książki życzeń i zażaleń.
Jak facet małomówny to mruk, jak rozmowny to baba. Jeśli się krząta po kuchni to pantoflarz (oczywiście jeśli mowa cudzym chłopie, bo naszego miejsce jest między piekarnikiem i stolnicą:), to zrozumiałe). Jeśli nie wtrąca się do kuchni to obibok. Lubi wypić? Pijus! Nie pije? Albo zaszyty albo ma słabą głowę, a to też niemęskie. Dusza towarzystwa = kobieciarz, domator... no do jasnej ciasnej czy nie mógłby się w końcu ruszyć z domu:)? No jak się facet nie obróci to ... z tyłu:).
Jeśli faceci podsłuchiwaliby nasze rozmowy , kolana by się pod nimi ugięły:). Oczekujemy od nich naprawdę dużo, bo i same dajemy z siebie maksa. Dziś mamy wolność słowa,więc bez końca wymieniamy, co dla nich robimy i jak się poświęcamy. Zgoda,  nie wszystkie, ponieważ niektóre nadal chcą tylko leżeć na szezlongu i pachnieć. Marzą by być podziwiane i  nie podejmować  większych decyzji niż te czy białe kozaczki czy różowe futerko. Utrzymanki ostały się do naszych czasów i wśród nich mężczyźni mogą dalej brylować nie spowiadając się co, gdzie i kiedy, a zwłaszcza z kim:).
Cholera wie, może i dziś część kobiet wolałaby zajmować się charytatywnymi balami na dzieci z ochronki, zarządzaniem służbą i układaniem kwiatów w wazonach? Co by nie myśleć to jednak tamta pozycja kobiet dawała im " przywileje":). Mogły mieć globusa i nikt się nie czepiał, że znowu je głowa nategowala. Szanowano je, składano hołdy, nawet jeśli napuszone i fałszywe to jednak taki teatrzyk pewnie był im miły. Nikt nie podważał tego, że trzeba je chronić i bronić, że mają oszczędzać ręce  i chronić w cieniu białą płeć:).
A, że nudnawo bywało? Jasne, że bywało, bo ile można haftować w salonie o szarej godzinie, wydawać rauty, herbatki i zmieniać tapety? Za to dziś się nie nudzimy i niechętnie spoglądamy na mężczyzn, którzy za swój jedyny cel w życiu mają przynoszenie pieniędzy do domu. Teraz już możemy pyskować i jak się mu nie podoba to sobie pójdziemy w świat biorąc pod pachę dziatwę i połowę majątku, bez obawy,że zostaniemy skazane na ostracyzm czy wieczny chłód , głód i poniewierkę. Teraz mamy go na oku. Namierzać można przez sekretarki, laptopy i niech no taki spróbuje spędzić wieczór w "wesołym domku" zamiast przykręcać nasze szafki i wkręcać żarówki.
Oczywiście trochę sobie żartuję, ale jak się zastanowić to współczesny facet może być sfrustrowany, że utracił pozycję pana i władcy. Tamta pozycja była przypisana do płci i nie trzeba było na nią harować. Pewnie z tej frustracji wynikają gromy ciskane pod adresem kobiet, że sam chciały równouprawnienia , to teraz mają.
Naturalnie wszystko to ogólniki ciskane pod adresem płci przeciwnej jako takiej.  Bo nie oceniamy tylko swoich własnych partnerów, ale chętnie poddajemy ocenie  cały ród męski  i to z wzajemnością:).
kunegunda :)
kunegunda_smallWspółczesny mężczyzna ma przechlapane. Kiedyś mógł hulać, szaleć, lulki palić i nie musiał się spowiadać dokąd idzie. Był jedynym żywicielem rodziny i dawało mu to silną,, niezbywalną pozycję w stadzie.
Czas zadziałał na niekorzyść facetów. Dziś nie wystarczy, że facet jest silny i zarabia. Samą szarmancją, barczystymi ramionami i powłóczystym spojrzeniem też niewiele zdziała. No niewiele u tych najlepszych samic, bo oczywiście nadal bywają kobiety, które kusi opasły portfel, sylwetka tura czy fotel w zarządzie dużej firmy. Ale to nie te kobiety, które stają przed ołtarzem z powodu łopotania serca:).
Czytaj więcej...

Obejrzane w telewizji

obejrzane w telewizji
Narzekamy na brak czasu,  wzdychamy ,że kiedyś żyło sie wolniej ,spokojniej, a teraz jedna nogą upychamy pranie do pralki,  przyciskamy ramieniem słuchawkę do ucha sącząc koleżance wieczorne sprawozdanie z dni i tego co u kogo ,a przy okazji rozpakowujemy zakupy i w myślach układamy plan na kolejny dzień. Kociokwik:0. Tak poukładane mamy życie ,że nie ma nawet jak odetchnąć, bo nawet jak  odjedzie autobus to nie mamy kolejnych 15 minut ,żeby sie ponudzić  czekając na kolejny ,bo albo już kombinujemy jakąś awaryjna sieć przesiadek albo na prędce klecimy smsa dla podtrzymania kontaktów  ze znajomymi lub w najgorszym przypadku sięgamy po mp3 i słuchamy muzyki.  Chyba w tym pośpiechu coś  przygłuszamy.  Nic by sie nie stało gdyby trochę zwolnić. Pospacerować bez celu i zdążyć sie ponudzić, bo wtedy dopiero da sie usłyszeć własne myśli ,nie te o pracy, o tym co zrobione ,a co leży odłogiem. Może wtedy przekonamy sie na czym nam na prawdę zależy.
Oglądałam  nie tak dawno reportaż o kobiecie ,która zachorowała na ciężką depresję. Przestała chodzić do pracy, jej świat  legł w gruzach, zaniedbała dom ,męża, była wrakiem ,wypalonym, pustym i bezradnym. Na szczęście miała przy sobie przytomnego męża ,przytomnego i kochającego ,który umiał oddzielić ważne od bardzo ważnego i natychmiast zmienił pracę , zaczął pracować na pół etatu, zarządził przeprowadzkę . Sprzedali mieszkanie wmieście ,kupili mały domek nad morzem  i zaczęli oboje pracować nad jej powrotem do zdrowia. Już nie pędzą , Popołudnia spędzają na spacerach, maja czas na oglądanie lasu, rozmawiają ze sobą godzinami i często słychać ich jak gadają do rana.  Ta kobieta w chwili załamania poczuła ,ze jest ktoś ,kto nie da jej utonąć, kto przejmie wszystkie obowiązki, wyprowadzi ja na spacer i dopilnuje by zjadła , odpoczęła, kto w środku nocy obudzi się czujnie gdy dopadną ją złe myśli, że jest ktoś kto za wszelką cenę chce ją wyciągnąć za uszy. Ze wzruszeniem słuchałam wyznań obojga jak dostrzegli siebie na nowo, jak uświadomili sobie,że dali się  wplątać w życie ,które donikąd nie prowadzi. Mają o wiele mniej pieniędzy ,ale on jej nie stracił ,a więc nie stracił  tego co dla niego najważniejsze. To wcale nie kiczowata historia i zaręczam ,że nie  z tego co opowiadali wcale nie było im łatwo ,bo  bywało,że mieli puste konto,że  depresja wracała,że nie widzieli ratunku,ale nie poddawali się , on sie nie poddawał ,bo choć od lat tego nie mówił , nie okazywał to w głębi serca wiedział ,że to tylko ta i ta. to budujące,że można tak pięknie i świadomie kochać. Oni nie oglądają sie już na innych ,patzra na siebie   i sobie głęboko w oczy.
Kunegunda :)
kunegunda_smallNarzekamy na brak czasu,  wzdychamy ,że kiedyś żyło sie wolniej ,spokojniej, a teraz jedna nogą upychamy pranie do pralki,  przyciskamy ramieniem słuchawkę do ucha sącząc koleżance wieczorne sprawozdanie z dni i tego co u kogo, a przy okazji rozpakowujemy zakupy i w myślach układamy plan na kolejny dzień. Kociokwik:0. Tak poukładane mamy życie, że nie ma nawet jak odetchnąć, bo nawet jak  odjedzie autobus to nie mamy kolejnych 15 minut ,żeby sie ponudzić  czekając na kolejny ,bo albo już kombinujemy jakąś awaryjna sieć przesiadek albo na prędce klecimy smsa dla podtrzymania kontaktów  ze znajomymi lub w najgorszym przypadku sięgamy po mp3 i słuchamy muzyki.  Chyba w tym pośpiechu coś  przygłuszamy.  Nic by sie nie stało gdyby trochę zwolnić. Pospacerować bez celu i zdążyć sie ponudzić, bo wtedy dopiero da sie usłyszeć własne myśli ,nie te o pracy, o tym co zrobione ,a co leży odłogiem. Może wtedy przekonamy sie na czym nam na prawdę zależy.
Czytaj więcej...