Tata Maty ramię w ramię z Terlikowskim podpisali list w obronie nowego przedmiotu - edukacji zdrowotnej. Czy to, że nowy przedmiot jest popierany przez konserwatywnych panów, jest symbolem tego, że na naszych oczach dokonał się cud i mamy progres światopoglądowy w kraju?
Otóż nie, to oznacza, że zmiany w podstawie programowej nowego przedmiotu nie są wielkie. To bardziej korektą w stosunku do tego, co do tej pory było serwowane dzieciom na lekcjach WdŻ niż nowoczesna zmiana, której potrzebujemy w edukacji. Pomimo tego, że zmiany są tak niewielkie i tak wzbudzają emocje.
Polskie społeczeństwo twardo stoi na straży lęków i stereotypów związanych z seksem i dyszy z pragnienia, żeby swoje związane z tym tematem poczucie wstydu, winy i grzechu przekazywać kolejnym pokoleniom.
Polakom odbija, kiedy dostają szansę przestać być homofobami
Doceniam nowe podstawy programowe, które zostały na tyle odklejone od kościelnych kazań, że wreszcie można będzie w szkole mówić o tym, że miłość i seks to nie tylko relacja między kobietą i mężczyzną, ale także między kobietą i kobietą oraz mężczyzną i mężczyzną. Widzę i szanuję próbę stawienia czoło wszechobecnej w naszym kraju homofobii. Dostrzegli ją także uczestnicy demonstracji przeciwko działaniom Ministerstwa Edukacji, którzy 1 grudnia zebrali się w Warszawie pod hasłami „Tak - dla edukacji, nie - dla deprawacji”.
Kościół i konserwatyści mają potężne armaty w wojnie o monopol na mówienie o seksie. Straszą bezbożnym potopem demoralizacji, promowaniem homoseksualizmu, niszczeniem małżeństw i rodzin, gorszeniem dzieci, a wszystkich, którzy wejdą na zawłaszczony przez nich w debacie publicznej obszar seksu - obrazą uczuć religijnych, która jak wiadomo jest największą z obraz.
Obrońcy tzw prawdziwych wartości nie muszą się tak bardzo obawiać nowego przedmiotu. Dlatego tata Maty i Terlikowski podpisali list w obronie tego przedmiotu. Po pierwsze edukacja seksualna to mały fragment programu, można się pokusić o podliczenie, że tej edukacji będzie może 2 - 4 lekcje w skali roku. W sumie można powiedzieć, że mamy dużą redukcję tematu. A po drugie nie zabraknie formy i treści do których jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni i przywiązani w naszym kraju, czyli straszenia seksem: o ciążach, antykoncepcji i zapobieganiu roznoszeniu chorób wenerycznych. I w ten sposób cała edukacji krąży niezmiennie i tak samo od lat wokół penetracji w heteroseksualnym związku w celu posiadania potomstwa.
I ani słowa o łechtaczce
Dostałam niedawno wiadomość od 17 letniej uczennicy. Napisała, że dziękuje za moje książki i teksty, bo w szkole, na lekcjach, które teoretycznie miała edukować seksualnie nie było żadnych informacji o łechtaczce, ani o kobiecej seksualności. Za to dużo rozmów o chłopcach: „i pani mówiła, że u chłopców 90 % mózgu to seks, a 10 % to miłość. A u dziewczynek na odwrót i że nasz mózg składa się w 90 % z potrzeby miłości i 10 % potrzeby seksualne”.
Przez takie podejście do wiedzy o seksie wciąż żywe jest przekonanie, że seks to coś co mężczyźni lubią, a kobiety znoszą.
Dlatego edukacja seksualna to powinno być coś więcej niż pogadanki o antykoncepcji z wkładaniem prezerwatywy na banana w tle. Edukacja seksualna powinna mowić o tym, że seks to przyjemność i różnorodność. Edukacja seksualna, która nie zawiera rozmów o przyjemności z seksu także dla dziewczyn i kobiet, jest krzywdząca ( bo seksistowska. w tym miejscu , także w ramach edukacji seksualnej, przypomnę definicję seksizmu: pewność, że jedna płeć ma wrodzoną wyższość nad drugą, a zatem ma także prawo do dominacji. )
Dlaczego jest krzywdząca?
dlatego, że rozmawiając o ciąży, chorobach przenoszonych drogą płciową, antykoncepcji można nawet słowem nie wspomnieć o łechtaczce. Dorośli, czyli rodzice w domu, czy edukatorzy w szkole nie powinni unikać tego tematu. Faktem jest, że można przekazywać bardzo konkretne informacje na temat zabezpieczania się, kontroli urodzin, używania prezerwatyw, stosunku i nie powiedzieć nic o istnieniu łechtaczki. I tym samym nie poruszać tematu kobiecego orgazmu, kobiecego prawa do przyjemności. tak jakby to nie było istotne w edukacji, jakby od samego początku, kobieca przyjemność nie miała jakoby „aż takiego znaczenia.”
Oczywiście jeśli miałabym wybierać, uważam, że już lepiej, żeby edukacja ograniczała się tylko do antykoncepcji i chorób wenerycznych niż żeby jej nie miał być w ogóle.
Jednak rzetelna edukacja seksualna powinna uczyć, że sex to nie tylko heteroseksualna penetracja, że seks powinien być: przyjemny dla kobiet i dla mężczyzn i konsensualny. Rzetelna Edukacja seksualna to mówienie o tym, że nie ma niczego złego w pragnieniu przyjemności z seksu, doszukiwaniu się jej, tak długo, jak jest to bezpieczne i odpowiedzialne, czyli nikogo nie krzywdzi. To jest mówienie o seksie jako o swobodnej przestrzeni, w której nikogo się nie zawstydza i nie wykorzystuje. I o tym, że seks to nie tylko wkładanie penisa do pochwy, że jest dużo więcej możliwości sprawiania sobie przyjemności.
Czas na zmiany! Korzystaj z kursu Akademia intymności.
Zmiana społeczna za którymi wszyscy tęsknimy i których potrzebujemy, mogą zacząć się w łóżku – a z pominięciem łóżka nie udadzą się na pewno, bo tam się zaczyna negocjowanie relacji, nauka poważnego traktowania obu stron. Ludzie, którzy to umieją, swoją otwartość przenoszą do społeczeństwa. Jeśli nie wiesz od czego zacząć, zacznij do siebie. Zdobywaj wiedzę na temat seksu i relacji intymnych - skorzystaj z kursu on line: Akademia intymności Joanny Keszki.
Zdefiniuj dla samej siebie, czego pragniesz i jak możesz to osiągnąć. Rozmawiaj o seksie. Komunikuj się ze swoimi partnerami i partnerkami ze szczerością, która ich zadziwia. Nie udawaj, że nie masz łechtaczki. Odmawiaj wstydzenia się za to jak wyglądasz, kim jesteś i czego chcesz. Nie oskarżaj się i nie umniejszaj za brak jakoby właściwego wyglądu, za to zdobywaj wiedzę na temat swojego ciała i ciesz się doznaniami, które dzięki niemu możesz przeżywać. Jesteś kobietą, która sama decyduje o swoim życiu, także seksualnym, dokonuje własnych wyborów erotycznych i stoi po stronie innych kobiet i wszystkich osób, których seksualność w wykorzystuje się do wyśmiewania i zastraszania . Najgorsze, co można zrobić, to dać zły przykład tym, które przyjdą po nas.
Joanna Keszka