Najlepiej smakuje proza życia

Najlepiej smakuje proza życia.
Mogłabym napisać o tym jak bardzo boli mnie samotność, jak sie o nią potykam, ale całe tabuny piszą o tym, roztrząsają swój ból i nic z tego nie wynika, a może trzeba właśnie po prostu przyjrzeć się powszedniości i nią zachłysnąć...we dwoje...
Przedwczoraj schodziłam powoli po schodach i poczułam na klatce schodowej zapach niedzielnego obiadu, ktoś przygotował odświętny obiad, taki z ziemniakami, bitkami (biedne krowy) dla wszystkich bliskich. Na parterze były uchylone drzwi i słońce padało na podłogę i na schody, słońce takie ciepłe, popołudniowe. Z mieszkania słychać było głosy, gwar, śmiech, odgłosy sztućców... zapach obiadu miło przypomniał mi,że nie wszyscy jadają na obiad kanapki tak jak ja. Ożywiło to wspomnienia z dzieciństwa, dotyk papieru, który owijał goździki niesione w pośpiechu na imieniny i zapach obiadu,deser, smak tortu, ciast i głosy ludzi, którzy już dziś nie żyją.Potem kwiaty w kryształowym wazonie na stole na obrusie, tak zwyczajnie, dobrze i bezpiecznie:).
Wszyscy chcemy uciec od sztampy, kiczu, ścigamy sie sami ze sobą i z innymi, żeby wygrzebać ze sklepu jak najlepsze kafelki, meble, obrusy,a potem siadamy z nasza cudną plazemką, sami w pustym domu. życie powinno iść w tempie, szkoła, miłości, miłostki, pierwszy seks,studia, wyjazdy, miłość na kolejne lata i znowu zakup mieszkania,zaręczyny, ślub, dom, dziecko...jak nie idzie w tempie, nie dostajemy bodźców, tak cyklicznie i po bożemu to sie kanarki w głowie lęgną i szukamy dziury w całym, życie sie nam pruje. Właśnie w niewydziwianiu nad kiczowatością sierpniowych georgiń w grubym krysztale, nad nudą niedzielnych obiadów i odstawiania się na wyjście do kościoła,w tym właśnie jest prostota i sens życia. Tak żyjąc można żyć spokojnie, szczęśliwie, uczciwie i nie popaść w depresję. A jeśli nie to to właśnie budzimy się niczym ja dziś z ręka w nocniku, porzucona przez faceta, który okazał sie mieć w nosie czy mi źle czy smutno i czy dam rade przetrwać tę noc i życie, Budzimy się i wiemy, że to inni wstają dziś parami do pracy, odwożą się przez pól miasta i czują zapach swoich perfum, niknący powoli w łazience zapach snu i wreszcie ciepło porannej herbaty we dwoje. Zazdroszczę im tej niewiedzy, że właśnie toczy się życie, ich życie ... dobre, zwykłe. Dzięki tej niewiedzy niedzielą dnia na pięcioro tylko żyją całując sie na "dzieńdobryskarbie" i "dobranockochanie".
kunegunda :)
kunegunda_smallMogłabym napisać o tym jak bardzo boli mnie samotność, jak sie o nią potykam, ale całe tabuny piszą o tym, roztrząsają swój ból i nic z tego nie wynika, a może trzeba właśnie po prostu przyjrzeć się powszedniości i nią zachłysnąć...we dwoje...
Przedwczoraj schodziłam powoli po schodach i poczułam na klatce schodowej zapach niedzielnego obiadu, ktoś przygotował odświętny obiad, taki z ziemniakami, bitkami (biedne krowy) dla wszystkich bliskich. Na parterze były uchylone drzwi i słońce padało na podłogę i na schody, słońce takie ciepłe, popołudniowe. Z mieszkania słychać było głosy, gwar, śmiech, odgłosy sztućców... zapach obiadu miło przypomniał mi, że nie wszyscy jadają na obiad kanapki tak jak ja. Ożywiło to wspomnienia z dzieciństwa, dotyk papieru, który owijał goździki niesione w pośpiechu na imieniny i zapach obiadu,deser, smak tortu, ciast i głosy ludzi, którzy już dziś nie żyją. Potem kwiaty w kryształowym wazonie na stole na obrusie, tak zwyczajnie, dobrze i bezpiecznie:).
Wszyscy chcemy uciec od sztampy, kiczu, ścigamy sie sami ze sobą i z innymi, żeby wygrzebać ze sklepu jak najlepsze kafelki, meble, obrusy, a potem siadamy z nasza cudną plazemką, sami w pustym domu. życie powinno iść w tempie, szkoła, miłości, miłostki, pierwszy seks, studia, wyjazdy, miłość na kolejne lata i znowu zakup mieszkania, zaręczyny, ślub, dom, dziecko...jak nie idzie w tempie, nie dostajemy bodźców, tak cyklicznie i po bożemu to sie kanarki w głowie lęgną i szukamy dziury w całym, życie sie nam pruje. Właśnie w niewydziwianiu nad kiczowatością sierpniowych georgiń w grubym krysztale, nad nudą niedzielnych obiadów i odstawiania się na wyjście do kościoła,w tym właśnie jest prostota i sens życia. Tak żyjąc można żyć spokojnie, szczęśliwie, uczciwie i nie popaść w depresję. A jeśli nie to to właśnie budzimy się niczym ja dziś z ręka w nocniku, porzucona przez faceta, który okazał sie mieć w nosie czy mi źle czy smutno i czy dam rade przetrwać tę noc i życie. Budzimy się i wiemy, że to inni wstają dziś parami do pracy, odwożą się przez pól miasta i czują zapach swoich perfum, niknący powoli w łazience zapach snu i wreszcie ciepło porannej herbaty we dwoje. Zazdroszczę im tej niewiedzy, że właśnie toczy się życie, ich życie ... dobre, zwykłe. Dzięki tej niewiedzy niedzielą dnia na pięcioro tylko żyją całując sie na "dzieńdobryskarbie" i "dobranockochanie".
Kunegunda :)