Dziennie 5 Polek umiera na raka szyjki macicy. Statystyki podają, że co 500 kobieta ma raka piersi. Mało i dużo. Jak dodać raka jelita grubego, raka szyjki macicy, raka płuc i kilka innych nowotworów to widać jasno jak na dłoni, że trzeba się badać, badać i jeszcze raz badać. Samo oglądanie reklam i wiedza ogólna nic nie dadzą, jeśli same potulnie nie siądziemy w kolejce przed gabinetem. No to usiadłam po raz setny:). Przyszła moja kolej i co? Ano nie ma co liczyć, żebyśmy się zbadali. Zasłużyłam jedynie na usg, bo skoro ktoś ma ze sobą plik badań z ostatnich miesięcy to przecież nic nowego się nie wykluło:). A jednak:), tym razem usg wykazuje, że cosik tam jest. Jakoś dziurawe to lekarskie sito.
A i owszem jakiś czas temu jednej dochtórce cosik się przywidziało na usg, więc wysłała mnie na konsultacje, ale konsultantowi wszystko dobrze wyszło:). No jemu wyszło, a mi widać się schowało do badania. Rzecz wiadoma, przecież taki człowiek ma mnóstwo zakamarków. A tak mi się lekko oddychało, że wszystko ok.
Gdyby nie przypadek to bym sobie tak jeszcze po świecie pochodziła z tym czymś, bo cytologia cacy, wszystko inne książkowo, a sumienie czyściusieńkie, no bo przecież ja się badam:)!
Dokładnie to pan doktór nie wie, ale ma pomysł, że trzeba wyciąć. Przystałam ochoczo, bo po co mi takie nadróbki w ciele. Jakoś nie wspomniał, że mogę usuwać to coś uniego na NFZ. Widać zapomniał:) lub mu brakuje te 800 do pierwszego. No ludzie i ludziska. W innej wypasionej, prywatnej klinice to jednak pani doktór zostawiła mi wybór:). Dała w garść skierowanie do NFZ i jak chcę to czekam w kolejce do opiekuńczego państwa:), a jak nie to uiszczam w klinice 900.
Żółtaczka? Owszem szczepiona 10 lat temu. No to doszczepiamy... Doszczelipiśmy, ale dopiero z godzinę później w samochodzie zaświtało mi we łbie, że pan doktór nie był łaskaw mnie zapytać czy aby nie prycham, nie kicham i nie prątkuje. Szczepionka w ciemno:). No dobra, rozumiem rutyna robi swoje. Na szczęście nie byłam przeziębiona ani po grypie./
Zaczęłam wracać myślami, kiedy to jeszcze na medycynie się zawiodłam:). No i mam listę, zapewne nie ja jedna:)
1. Cudowna pani stomatolog ocierała mi łzy i tytułowała per Skarbie, kiedy wymieniała mi plomby amalgamatowe na zdrowsze i ładniejsze. Niemal płakała razem ze mną, ale chyba ze śmiechu, bo kilka lat później okazało się, że dwie z nich nie zostały wymienione do końca tylko przyklepane na biało.
2. Na operację wyrostka robaczkowego załapałam się w ostatniej chwili, bo jako 7 letniemu dziecku nikt poza mamą nie chciał mi wierzyć, że jednak boli:). Lekarz wezwany do domu zalecił mięte. Potem jeszcze mama wykonała ze mną kurs do szpitala, ale nas odesłano z niestrawnością. W końcu pogotowie i też nic. Wreszcie mama wzięła mnie wrzeszczącą pod pachę i powiedziała, że się nie ruszy ze szpitala póki jednak mnie nie zbadają na lewą stronę:). Zbadali i potem szybciorem na stół.
3. Na fotelu u stomatologa za każdym razem upraszam o tzw. "czyste" znieczulenie, bom uczulona na novokainę, a i po innych robi mi się byle jako. No raz się coś pomyliło i odpłynęłam. Wzywali kardiologa.
4. Najzabawniej było na echu serca. Dwie panie deliberowały nad moją klatką:) czy to tętniaczek czy nie. Trwało długo:), a serce mi waliło jak młot pneumatyczny, bo wiem czym to pachnie. Skoro przy takim stresie nic nie pękło to znakiem tego:), nie tętniaczek:) i tak tez panie stwierdziły, że RACZEJ nie:). No to sobie chodzę po świecie zdrowiutka dalej.
Jakbym nie poprzestała na sobie tylko poleciała po znajomych i rodzinie to bym do setki doliczyła. Najbardziej kuriozalna była diagnoza na ślepo guza mózgu. Dziewczyna do rezonansu chodziła biała jak papier. Okazało się, że ok:P, a taki pan doktór z pogotowia był pewny swego.
Nie omieszkam wspomnieć, jak już przy pogotowiu jesteśmy, o druzynie pogotowia wezwanej do mojego ojca w środku nocy. Spadł z łóżka i leżął jak kloda. Diagnoza? Coś mu się złego przyśniło:)! Odjechali, a ja patrzę, że ojciec cosik mi rączka jedna powłóczy:). Sama postawiłam diagnozę, że na moje oko to wylew i apiat dzwonić na pogotowie. Druga drużyna widać mniej zaspana jednak zabrała tatę do szpitala na okoliczność wylewu.
Generalnie trzeba być uważnym na tym taśmociągu, bo machina jest szybka i łatwo o pomyłkę lub przeoczenie. znajomej np. ostatnio dali leki na podstawie posiewu z oka i po 3 tygodniach okazało się, że nie te. To czy oni wspak czytali ten antybiogram:)? I co do sądu się przecież nie poda, bo to nie Ameryka.
Oczywiście są chlubne wyjątki. Znam ginekologa, który światek, piątek i niedziela odbierał telefony od roztrzęsionych kobiet, które miały setki pytań. Zawsze odpowiadał cierpliwie, spokojnie, rzeczowo i wyczerpująco. Zawsze miał czas i był dociekliwy. Zarobiony po kokardę. W wieku 47 lat dostał zawału i padł.
Kolejny przypadek to zaprzyjaźniona pani laryngolog, która w razie potrzeby wertuje księgi z interny, chirurgii i wyczytuje wszystkie informacje o lekach, żeby znaleźć ten najlepszy w proporcjach między działaniem, a ceną:). Aaa i jeszcze mój lekarz domowy. Lekarka, która słucha, co mówi pacjent, bada skrupulatnie, daje chętnie skierowania na badania i jak nie wiadomo co jest, to bada od stóp do głów na miejscu.
W necie kobiety na forach wymieniają się informacjami o diagnozach, wynikach i doświadczeniach. Z wielu postów wynika, że dopiero po wędrówkach od lekarza do lekarza udaje się postawić właściwą diagnozę. Na szczęście naród coraz bardziej światły i idzie z odsieczą służbie medycznej.
Ja rozumiem, że jak hydraulik kolanko nie tak przepcha to jakoś to będzie, ale jak pani magister wydaje omyłkowo nasercowy lek w podwójnej dawce to ja jednak patrzę na ręce.
kunegunda :)