Za każdym razem kiedy wracam do miasta z odosobnienia w głuszy, widzę tony śmieci zalegające trawniki, skwery, przyblokowe ogródki. W pandemii nasila się to zjawisko niemal z każdym tygodniem. Ogólny tumiwisizm zawitał do naszych drzwi. Kilka tygodni temu powitało mnie miasto dziesiątkami zjawiskowo piękną ferią barw. Z targowiska, a rozmiar tego targowiska był „ciechorobcia” i jeszcze trochę, cudem „wyfrunęły” reklamówki. I unosiły się nad autostradą wirując niczym płatki śniegu. Zielone, różowe, białe, niebieskie. Pastelowa uczta dla oczu.
Takie targowisko potrafi nieźle skazić okolice. Trawniki niczym perskie dywany w papierach, kartonach i obierkach. Do tego ptaki „naptały” raz koło razu i przejść nie można. Z kontenerów notorycznie śmieci się wysypują. Nie da się systematycznie wywozić. O ile dobrze pamiętam to te 50 lat temu udawało nam się produkować duuuuużo mnie śmieci. O tzw. Gabarytach nie wspomnę. Teraz nie ma tygodnia, żeby jakiś kolejny sedes czy tapczan nie zaległ pod śmietnikiem. Na ogół na dobre. Lądują kolejno lampy, szafy, mniej lub bardziej kompletne, lustra, regały i … leżą. Aż się miłościwie nam panujące Lekaro nie zlituje.
Miało być nowocześnie i na bogato, na tłusto. Jest na brudno i duszno. Rubikon mamy już nieodwracalnie przekroczony. W centrum chyba będziemy chodzić z butlami tlenowymi. Szklane domy na hamerykańską modłę rosną jak grzyby po deszczu i szczelnie blokują dostęp tlenu do miasta. Miejscami na zakładkę, niczym organy w Oliwie. Żaden zefirek się nie przeciśnie. Powietrze stoi, a asfalt „oddaje Tobie, co kryje w sobie”. Śmieci może i nie wywożą, ale chodnik to za mojej kadencji na tym padole już czwarty raz wymieniają. Żal serce ściska. No i co z nimi zrobić?
Dokumentnie zbrzydło mi miasto. Podwórka zarastają brudem i perzem. Nie wiadomo czy cieszyć się na odradzającą się zieleń, czy martwić, że wpełza chwast na chodniki i miesza się z zalegającymi odpadkami. Nasz dozorca odpuszcza sobie podobnie jak Miejskie Zakłady Oczyszczania. Na klatce schodowej dobrze zachowane resztki po rozlanym soku z kapusty. Pod klatką zeszłoroczne liście i pole minowe. Walają się odpadki maści wszelakiej. Resztki z obywatelskiego stołu, puszki, pety, papierki. I w głowę zachodzę jak one się dostają na te trawniki, skwery, pod balkony i na przystanki. No i kto to robi ? No bo jeśli nie ja i nie Pan i przecież nie Państwo…to tylko krasnoludki.
Kunegunda;)