Syty głodnego nie zrozumie, oj nie... Ostatnio czytałam ankietę dotyczącą seksu po menopauzie. Połowa respondentek odpowiadała, że po to już i bez seksu można i nawet nie pamięta co to takiego a druga połowa, że może i można bez seksu, ale po jakiego diabła, skoro to najpiękniejsza część życia. W teorii zapewne, w pierwszych miesiącach związku i owszem. Ale czy seks dojrzały jest taki rzeczywiście dojrzały? Gdyby tylko ludzie chcieli to mogłaby to być cudowna odskocznia do późnej staroście, ale na przeszkodzie stoją nam fizjologia, psychika, pęd życia i zaszłości.
przeszkoda numer 1
Owszem, jeśli sięgniemy pamięcią to nie ma większej siły napędowej do przerzucania ton codziennych obowiązków i dbania o siebie niż wyżej wymieniony. Jednocześnie, jak komuś hormony "klapły' i o podłogę gruchnęły to trudno wymagać, żeby wyglądał z utęsknieniem na koniec dnia czy w środku nocy jakiś ochów i achów.
I o te hormony się "rozchodzi". Bo niby nikt ich nigdy nie widział, ale bez nich trudno o seks. I może medycyna sobie iść w sukurs z tabletkami, żelami czy plastrami, ale to nie zawsze da się zrekompensować. No niby można na duś na siłę i przez rozum. To co za młodu wydaje się oczywiste z czasem urasta do wielkiego problemu. Tak z grubsza rzecz biorąc to po prostu wszystko zanika, mięśnie, kolagen, tkanka kostna no i to i owo, że o samym napędzie nie wspomnę. Hormony nas trzymają przy życiu , zdrowiu i urodzie.
Dla większości ich spadek lub zanik to dramat. Każdy przeżywa go po swojemu, w ciszy, w zamknięciu. Co odważniejsi, nowocześni idą z duchem i spowiadają się w lekarskim gabinecie. Ale w domu na ogół cicho o tym. No bo jak tu się afiszować z tym, że już mi się niech chce, że nie mam siły czy że nie czuję wiatru w nozdrzach. Człowiek obwinia sam siebie a nie umykające hormony. Naturalnie, współczesna medycyna ma odpowiedź na wszystko i jak szepczą przyjaciółki wystarczy terapia hormonalna i już wszystko dyga. Jednak nie każdemu i nie zawsze i jeszcze trzeba ta terapię chcieć i móc.
Jak raz wzięłam eksperymentalnie jakąś tyciusieńką dawkę hormonów, co to je niby miałabym brać "nawciąż" (nie mylić z na w ciąży), to myślałam, że mi łeb, serce i skronie pękną. Usiadłam w kąciku i czekałam aż to dobrodziejstwo przestanie działać a moje ciało wariować. Wyobrażam sobie, że po takiej viagrze też można mieć niezły "odlot" w tętnic.
przeszkody medyczno-techniczne
Ile można udawać, że wszystko ok. Pół biedy, gdy oboje są na tym samym etapie i nie czują, że coś tracą. Jeśli oboje przyjmują to za najnormalniejszą kolej rzeczy i potrafią nocne uniesienia przenieść bardziej na czułość i flirt za dnia nie czują straty, bo seks jest wciąż obecny. Może tylko w wyobraźni, może we wspomnieniach czy w samym flircie, który pozwala im być ciągle osadzonymi w swoich rolach. Ile to młodych kochanków płomiennie zapewnia się nawzajem, że jak nie będzie już któreś z nich mogło czy chciało to i tak każde z każdym do grobowej deski będzie się kochać, bo przecież można siak i owak i altruistycznie. Że niby o to w miłości chodzi. Ale w poprzek stają nam kolejno zaburzenia wzwodu, choroby krążeniowe, miażdżyca, wypadanie pęcherza, atrofia pochwy, nietrzymanie moczu i kilka innych równie niemiłych co i czasem wstydliwych. Mało się o tym mówi, czasem może i piszę, ale kto to czyta, poza tymi , co już i tak wiedzą co mają. Właściwie świadomość społeczna jest zerowa.
pamiętliwość (czytaj "wypominki"), błędy i ciche dni
Większość mężczyzn mogłaby i chciała i wzrokiem poluje dzień i noc. Ot choćby dla zasady. Panie też chętnie flirtują i lubią się podobać. Jednak do łózka to jeszcze daleka droga. Część panów zauważa pierwsze zmiany i wcale nie chce ich manifestować, ale nic to, bo one się same demaskują. Mięsnie nie te a i krew coraz wolniej krąży.
Zaganiany jaskiniowiec często po znojnym dniu nie ma siły i ochoty udowadniać, że on to jeszcze może. A zresztą komu? Tej zołzie ,co mu wypomina, że znowu na karcie debet i kontakt od kwartału czeka na naprawienie?
Z gderliwą żoną, co to zna jego przywary i grzeszki i potknięcia i zawsze usłużnie na jednym wdechu je wyliczy to już na prawdę sztuka. I na wzajem. Jak tu się zalecać do przekwitłego Adonisa, który w podartych gaciach , z wypiętym brzuchem po tym i owym się drapie i ani odburknie ani nie miauknie. Że bzdury wymyślam i mnie fantazja poniosła? Otóż nie, średnia krajowa to niestety jednak ciągle Janusz w pogniecionych bokserkach i z przetłuszczoną zaczeską contra podstarzała Grażyna wiecznie aczkolwiek nieskutecznie walcząca z kilogramami i wisząca na telefonie.
Jak się ludzie skutecznie pokłócą i nie godzą, jak nie prostują nieporozumień i nie przepraszają to z czasem nie ma taka para motywacji, żeby sypiać z wrogiem.
Za młodu to wszystko jest klawe, nawet seks. Nawet jak nie z górnej półki to jednak mniej więcej, a raczej zawsze więcej jest ok. Głównie dlatego, że się wszystkim chce i chuć jest i wisi w powietrzu. Na dodatek młodzi ludzie bywają naiwni, że się jakoś ułoży, że może on/ona się zmieni.
Niestety, po 50 i przy kolejnych siątkach mamy często sytuację zastałą. Bywam zgorzkniali, doświadczeni aż nadto, przewidujący i sceptyczni. Zbyt dobrze wiemy, że większości związków szału nie ma.
Kunegunda;)