Orzechy, sezam, dynia, awokado – z nich teraz robi się olej

Olej słonecznikowy czy rzepakowy dawno przestał być czymś nadzwyczajnym. Teraz modne i zdrowsze są te zrobione z orzechów, winogron, sezamu, awokado, ostropestu, pestek dyni, moreli czy nasion pietruszki – a zestaw ten ciągle się powiększa. I nie chodzi wyłącznie o lepszy smak, ale przede wszystkim o wartości odżywcze.

Olej ze względu na zawartość kwasów jednonienasyconych i wielonienasyconych od zawsze był ważnym składnikiem codziennej diety, a wyeliminowanie go z niej oznacza nowe problemy ze zdrowiem i pogłębieniem już tych istniejących. Jego skład pomaga bowiem w walce z nadmiarem złego cholesterolu i wzmacnianiu odporności – omega 3, 6, 9. Warto więc sięgać po olej w przygotowywaniu codziennych potraw.

Okazuje się również, że olej, szczególnie ten z roślin egzotycznych, może pomóc w walce z wieloma innymi dolegliwościami, a przy okazji nada jedzeniu ciekawy smak. Problemy z krążeniem pomoże pokonać olej arganowy, na wątrobę olej z ostropestu, a na zbędne kilogramy i cholesterol olej kokosowy. Na ogólne wzmocnienie organizmu najlepsze okazać się mogą oleje z pestek dynii, pestek moreli, sezamu, awokado czy nasion pietruszki.

Senior Josef

Własne zęby lepsze niż proteza, czyli 7 rad, jak zachować zęby na dłużej

lek dent Monika StachowiczDzisiaj piękny uśmiech a za kilka lat proteza? Ten problem dotyka wielu Polaków. Złe nawyki, niewystarczająca higiena to główne przyczyny wczesnej utraty uzębienia. Chociaż dentyści przyznają, że pewną rolę odgrywają tutaj również geny — u ludzi ciemnoskórych przykładowo zęby są zdrowsze i pozostają na dłużej — to jednak konieczne jest przestrzeganie kilku zasad, jeśli chce się zachować własne uzębienie do późnego wieku. Według statystyk aż 25% seniorów (po 65 r.ż.) nie posiada ani jednego własnego zęba, a to nie koniec, bowiem młodsi też nie mogą pochwalić się kompletnym uzębieniem — przeciętnemu Polakowi po 30-tce brakuje około 11 zębów.

Czytaj więcej...

Taniej dla Seniorów

Bilety dla seniorów w PKP Intercity

PKP Intercity wprowadza Bilet dla Seniora. Każdy, kto skończył 60 lat może liczyć na 30 proc. rabat.
Z oferty można skorzystać we wszystkich krajowych pociągach przewoźnika, w tym Pendolino.

Czytaj więcej...

Pierwsza pomoc w przypadku poślizgnięcia

 – Technika Antypoślizgowa

Ze śliskimi i mokrymi powierzchniami mamy do czynienia na co dzień. Zarówno w domu jak i poza nim jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo poślizgnięcia. Jeśli mamy szczęście, upadki na źle zabezpieczonych podłogach, a także w wannach czy brodzikach oraz na schodach kończą się niegroźnymi stłuczeniami. Czasem jednak dochodzi do znacznie poważniejszych obrażeń. Wypadki w skutek poślizgnięcia mogą być bowiem przyczyną groźnych urazów takich jak skręcenia, zwichnięcia czy złamania. Gdy do nich dojdzie warto wiedzieć jak udzielić pierwszej pomocy.

Czytaj więcej...

Chcesz się pozbyć niestrawności? Postaw na naturę!

logoZ wiekiem metabolizm i trawienie pracują coraz wolniej. Choć smak i ochota na świąteczne pyszności pozostaje ta sama, to jednak żołądek często odmawia nam posłuszeństwa. Jest jednak sposób, by łatwo i w pełni naturalnie pozbyć się problemu niestrawności. Najważniejsze jednak, by czytać etykiety.

Czytaj więcej...

Szukam mamy …

Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce poprzez akcję "Szukam mamy ... " chciało zwrócić uwagę, że stale brakuje kandydatów na rodziców zastępczych. Projekt pokazał, że są wśród nas dobrzy ludzie, gotowi na bezinteresowną pomoc.
„Proszę Pani, może mi Pani pomóc… bo ja zgubiłem mamę” - tymi słowami sześcioletni Julek, w Starym Browarze w Poznaniu, prosił o pomoc przechodzących obok dorosłych. Każda zagadnięta osoba, zainteresowała się chłopcem. Jedni od razu szukali pracownika ochrony, inni na własną rękę próbowali znaleźć mamę chłopca. Nikt nie przeszedł obojętnie.

Czytaj więcej...

Ogólnopolski Program Promocyjny „Doceń polskie”

polskie swieta mazurek

- Najbardziej wykwintne polskie ciasto - tymi słowami mistrz kuchni Mirek Drewniak opisuje Mazurka. Przygotowywany wyłącznie na Wielkanoc

specjał uwodzi wyjątkową słodyczą i wspaniałym wyglądem. Świąteczny stół bez dekoracyjnego kruchego ciasta? To niemożliwe!

Polskie święta z Mazurkiem na stole

Mazurek traktowany jest powszechnie jako tradycyjne polskie ciasto. Okazuje się jednak, że jego korzenie sięgają Turcji. Dzisiaj trudno prześledzić drogę, jaką Mazurek musiał przebyć, aby ostatecznie trafić na polskie stoły. Sama nazwa przysmaku najpewniej pochodzi od słowa Mazur określającego niegdyś mieszkańca Mazowsza - w regionie tym ciasto było szczególnie popularne.
W opinii Mirka Drewniaka, mistrza kuchni i przewodniczącego Loży Ekspertów programu promocyjnego „Doceń polskie”, Mazurek jest najbardziej wykwintnym polskim ciastem. Związki słodkiego wypieku z Turcją są jednak dla szefa kuchni Restauracji Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej, dość oczywiste. - Na Bliskim Wschodzie cukier uchodzi za dobro luksusowe. Jeśli na stole jest dużo słodkich wyrobów, można przypuszczać, że gospodarze domu są zamożnymi ludźmi - wyjaśnia Mirek Drewniak. Cukier to jeden z podstawowych składników wielkanocnego rarytasu. - Mazurek, za sprawą masy, którą przekłada się ciasto i dekoracji, jest wyjątkowo słodkim wypiekiem. Poza cukrem, do przygotowania kruchego ciasta potrzebne są bardzo dobrej jakości mąka, żółtka oraz masło, najlepiej klarowane, czyli pozbawione wody i białka - dodaje ekspert programu „Doceń polskie”.

polskie swieta mazurek

Na składnikach nie warto oszczędzać, wszak od nich także zależy powodzenie kulinarnego przedsięwzięcia pod nazwą Mazurek. Najlepsze ciasta pozostają kruche jeszcze długo po wyjęciu z piekarnika. Specjał powinien być przygotowany na około 3 dni przed świętami. Przepisów na samo ciasto jest wiele, ale Mirek Drewniak radzi, by korzystać ze sprawdzonych, najlepiej rodzinnych receptur. - Przepisy kulinarne są zwykle przekazywane z pokolenia na pokolenie, warto z nich korzystać, zwłaszcza gdy przygotowujemy dania na świąteczny stół. Dobre, tradycyjne ciasto można urozmaicić masami w intrygujących smakach, które przełamią jego słodycz - zachęca mistrz kuchni. Mirek Drewniak w swojej karierze zawodowej miał do czynienia z różnymi ekstrawaganckimi połączeniami smakowymi. Jednym z nich jest Mazurek udekorowany niewielkimi, porównywalnymi do główni szpilki, kleksami... wasabi, czyli japońskiego chrzanu. Nie mniej ciekawych doznań kulinarnych dostarcza także wielkanocny wypiek z masą kajmakową i kryształkami soli. W roli kontrastu dla cukru i czekolady sprawdzi się także m.in. czarnuszka lub chili.

Równie ważny co smak, jest wygląd Mazurka. Możliwości i sposobów dekorowania ciasta jest bez liku. Planując świąteczne wypieki warto pamiętać o tym, aby masa stanowiła 1/3 całości. Nie powinien to być krem, ale stosunkowo twarda masa. Gotowy Mazurek powinien mieć ok. 2,5 cm wysokości. Starajmy się, aby poszczególne jego warstwy były proporcjonalne, dzięki temu całe ciasto będzie równomiernie skruszało.
- Mazurek powinien długo zachowywać świeżość. Nie warto więc dekorować go dodatkami, które szybko się psują. Zamiast świeżych owoców sięgnijmy po te kandyzowane lub suszone, hojnie ozdabiajmy ciasto także bakaliami. W święta nie liczmy kalorii. Mazurki pieczemy tylko raz w roku, w dodatku jemy je w małych kawałeczkach. Cieszmy się zatem ich smakiem, póki są na stole - podsumowuje ekspert programu „Doceń polskie”.

Wybrane artykuły spożywcze nagrodzone certyfikatem programu „Doceń polskie”, które przydadzą się podczas wypieku świątecznego Mazurka.

Jaja Kurze Fermy Drobiu Jerzy Janiczek - TOP PRODUKT programu „Doceń polskie”, dwukrotnie nagrodzone przez Lożę Ekspertów programu „Doceń polskie”
Świeże Jaja z oferty Gospodarstwa Rolno-Hodowlanego Urszula i Henryk Rzepkowscy -TOP PRODUKT, nagrodzone dwukrotnie
Mąka Zamojska 450 Zakładu Zbożowo Młynarskiego w Werbkowicach - TOP PRODUKT
Mąka Pszenna Tortowa 450 z asortymentu P.H.U.P. K.W.S. Żabczyńscy - TOP PRODUKT
Mąka Pszenna Ostrowska Typ 500 oferowana przez Młyn Ostrów Wielkopolski - TOP PRODUKT
Masło Ekstra produkowane przez Mlektar S.A.
Masło Ekstra Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Siedlcach - TOP PRODUKT - wyrób dwukrotnie nagrodzony przez ekspertów
Masło Extra Osełkowe Wiejskie z asortymentu Rolniczo-Pracowniczej Spółdzielni Mleczarskiej Szczerców - wyrób nagrodzony dwukrotnie
Masło Ekstra z Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sannikach - eksperci wyróżnili je dwukrotnie

Produkty z certyfikatem „Doceń polskie” przydatne do wypieku i dekoracji świątecznych przysmaków
Marmolada Różana produkowana przez przedsiębiorstwo Dagoma Sp. z o.o.
Palma z Kruszwicy przedsiębiorstwa Kruszwica S.A. - TOP PRODUKT
Miód Wielokwiatowy PPH APIMAR - wyrób nagrodzony dwukrotnie
Miód Wielokwiatowy Firmy Handlowej RATOS-NATURA - TOP PRODUKT

Mirek Drewniak - mistrz kuchni, prezes i współzałożyciel Śląskiego Oddziału Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, współzałożyciel i członek Fundacji Klubu Szefów Kuchni. Szef kuchni Restauracji Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej, w której proponuje autorską, nowoczesną kuchnię.
Organizator i wykonawca Dni Kuchni Polskiej za granicą. Przewodniczący Loży Ekspertów Ogólnopolskiego Programu Promocyjnego „Doceń polskie”.
Uznany juror i współprowadzący w konkursach kulinarnych organizowanych w całej Polsce. Dwukrotnie nominowany do nagrody „Oskar Kulinarny” 2006 i 2007 w kategorii autor i promotor kuchni regionalnej, laureat nagrody Polskiej Organizacji Turystycznej za promowanie kuchni Polskiej w Europie i na Świecie.
Występował wielokrotnie w programach telewizyjnych i radiowych, był konsultantem kulinarnym pierwszej edycji show „MasterChef”. Autor „Przewodników Kulinarnych'” Wydawnictwa Pascal, a także licznych książek oraz tekstów kulinarnych.
Przewodniczący Jury konkursu dla blogerów kulinarnych BlogerChef.

* * *

Ogólnopolski Program Promocyjny „Doceń polskie”
www.docenpolskie.pl
www.blog.docenpolskie.pl
Celem programu „Doceń polskie” jest promocja wysokiej jakości produktów spożywczych dostępnych na polskim rynku. Ich selekcją, oceną i przyznaniem certyfikatu „Doceń polskie” zajmuje się piątka specjalistów zawodowo związana z żywnością i technologią żywienia, która tworzy Lożę Ekspertów. Zasiada w niej m.in. reprezentant Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a także członkowie Fundacji Klubu Szefów Kuchni.
Twórca programu „Doceń polskie” jest także organizatorem projektu BlogerChef (blogerchef.pl) – innowacyjnego przedsięwzięcia skierowanego do blogerów kulinarnych. Celem projektu jest propagowanie wspólnego gotowania wśród pasjonatów kuchni, którzy swoją wiedzą i przepisami dzielą się w Internecie. Dzięki ogólnopolskiemu konkursowi, warsztatom i pokazom kulinarnym, blogerzy mają okazję do spotkań, poznawania nowych miejsc i produktów, wymiany doświadczeń, nauki oraz dobrej zabawy.

* * *

KONTAKT:
Ogólnopolski Program Promocyjny „Doceń polskie”
www.docenpolskie.pl
Anna Koza
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Adventure Media s. c. Agencja Public Relations
www.adventure.media.pl
tel. 32 724 28 84
fax 32 417 01 70

Wiosna uroczyście powitana!

22.03.15 pożeganianie zimy 01 fot. Bogusława GajnaW jaki sposób? O tym w relacji pani Ewy Rapacz – liderki aktywnej grupy seniorów o-CAL-eni, twórców cyklu „Polskie obyczaje i tradycje” – otwartych spotkań w ramach Akademii Rozwoju Seniora:
Kolejne spotkanie związane z podtrzymywaniem obyczajów i tradycji polskich grupa seniorów o-CAL-eni, działająca przy Wrocławskim Centrum Seniora, tym razem zorganizowała w plenerze, we Wrocławiu-Leśnicy.

Czytaj więcej...

Szukam szczęścia w nieszczęściu


Rodzinny park atrakcji– mówi IZABELA PIETRZYK, autorka „Rodzinnego parku atrakcji”, w rozmowie o samotnych ryczących czterdziestkach, życzliwej Rosji i szampańskim nastroju.

Marcin Wilk: Na samym początku „Rodzinnego parku atrakcji” – Paulo Coelho. Bo lubi Pani autora czy może fraza o bezwarunkowej miłości celna?
Izabela Pietrzyk: Lubię Paulo Coelho za wiele celnych fraz, nie tylko na temat miłości. Mój ulubiony cytat: „Statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie. Nie po to jednak buduje się statki”, to dla mnie złota wskazówka – pasuje do każdej sytuacji, która stawia mnie na rozdrożu. Zadaję sobie wtedy pytanie, czy chcę być statkiem, czy portowym pachołkiem do mocowania cum, i od razu wiem, w którą stronę iść. Przecież nie zostałam stworzona, żeby bezczynnie rdzewieć!


Powiedziała Pani kiedyś, że kobieta po dwudziestce szuka innego mężczyzny niż ta po czterdziestce. Na czym polega różnica?
Na tym samym, na czym polegają wszystkie różnice w emocjach kobiety dwudziestoletniej i czterdziestoletniej – inny poziom naiwności, inne priorytety, inny status materialny, inna postawa wobec „ja” i wobec „my”.
Jak kiedyś powiedziałam, kobieta po 20. szuka reproduktoro-bankomatu. Stoi na starcie, więc poluje na samca, który zapewni zdrowe potomstwo i stworzy odpowiednie warunki do jego wychowania. Czysta biologia – nie ma w tym niczego złego.

Rodzinny park atrakcji
Kobieta po czterdziestce nie myśli o reprodukcji i ma własne pieniądze. Poluje zatem na zupełnie inną „zwierzynę”. Zwinność plemników traci na znaczeniu, więc szuka osobnika, który jest samcem alfa również na poziomie mózgu.
Ale to tylko mój punkt widzenia. Nie upieram się przy nim i często popadam w zwątpienie. Szczególnie przeglądając kolorową prasę i dowiadując się o związkach dwudziestolatek z panami-seniorami. Najwidoczniej współczesne dziewczęta są znacznie dojrzalsze – już na starcie stawiają na starą dobrą markę, a nie na młodych, ale niepewnych reproduktorów. Z jednej strony fajnie, że są mądre od urodzenia. Ale z drugiej, lekki strach jest. Bo co, jeśli inne pójdą ich śladem? Wyginiemy jak mamuty!
Pytałem o te różnice oczywiście w kontekście książki. I muszę jeszcze dopytać jeszcze muszę: Pani często spotyka TAKIE Wiktorie?
TAKIE, znaczy jakie? Samotne ryczące czterdziestki?
Ano.
Owszem. Spotykam. Faktycznie polują i ryczą – najczęściej ze śmiechu, widząc, co im wpadło w sidła. Są humanitarne: uwalniają i wypuszczają na wolność. Bez domagania się spełnienia trzech życzeń, na dodatek.
Ale spotykam też takie, które biorą, co się złapie w sieć, i radośnie spełniają wszystkie życzenia, ciesząc się, że mają wreszcie komu służyć.
Wiktoria niejedno ma imię. Bywają Wiktorie grunwaldzkie, bywają i pyrrusowe.
A Janina, kolejna bohaterka książki – to też przecież typ z życia wzięty. Kim są „Janiny”, które Pani zna?
Świat roi się od „Janin”. Na szczęście w moim najbliższym otoczeniu nie ma ani jednego takiego egzemplarza. Ale kto wie? Może sama kiedyś zamienię się w „Janinę”? Zgorzknienie, marudzenie i terroryzowanie otoczenia to chyba efekt niepogodzenia się ze starością – odreagowywanie złości za przemijanie.
Staram się nad tym panować, jednak coraz częściej odczuwam wewnętrzny bunt, że mi się nie zgadza to, co mam w środku, z tym co widzę w lusterku, więc kto wie, jaką formę ten bunt przybierze? Może „zjaninieję”?
- Zostawmy bunt, przejdźmy do lżejszych kwestii, choć z pozoru błahych. Dlaczego problemy „związkowe” tak często stają się kanwą opowieści obyczajowej dla kobiet?
Najtrudniej odpowiadać na błahe pytania, więc muszę się na chwilkę skupić i wymyślić jakąś zgrabną i błahą teorię… Mam!
Człowiek jest zwierzęciem stadnym, prawda? A w stadzie zawsze są związki: damsko-męskie, siostrzano-braterskie, ojcowsko-matczyne… Dlaczego są one kanwą kobiecych powieści obyczajowych? Bo to nas dotyczy, bo tym żyjemy, bo to my, kobiety, tworzymy stada. Gdyby na świecie żyli wyłącznie faceci, nie byłoby stad. Byłyby bandy. Dlatego mężczyźni czytają książki o „bandach”, a kobiety wolą powieści o „stadach” pełnych skomplikowanych związków.
Pani tytuł na pierwszy rzut oka brzmi jak prowokacja. Ale czytelnicy rozpoznają w nim TO poczucie humoru. Gdybyśmy mieli jednak powiedzieć tym, co jeszcze nie czytali, do czego odnosi się ta metafora "rodzinny park atrakcji”?
Muszę Pana (tudzież ewentualnych czytelników) rozczarować. Tytuły wszystkich moich książek wymyśliło wydawnictwo. Napisanie pięciuset stron nie sprawia mi problemu, natomiast tytuł… Masakra! Krótka forma wypowiedzi to moja pięta achillesowa, więc zdaję się na fachowców od Prószyńskiego. Uważam, że słusznie – ledwo Oni wymyślą, natychmiast umiem wytłumaczyć metaforę.
Park atrakcji, wiadomo – karuzela, strzelnica, rollercoaster – niby zabawa i niby śmiesznie, a często-gęsto rzygać się chce. Jednak coś ludzi ciągnie do tych diabelskich młynów.
„Rodzinny park atrakcji” – karuzela związków, strzelnica z żywymi tarczami, rollercoaster emocji – też czasami żołądek podchodzi do gardła. Jednak żyć się bez tego nie da.
I co? I jak tu nie ufać fachowcom od tytułów?
Skoro tak – to utrudnię! Terapeuci używają czasem pojęcia "rodziny taniec". Użyłaby Pani takiego określenia w stosunku do relacji, jakie panują w Pani powieści? I – jeśli tak – jak to terapeutyczne pojęcie przełożyć na język Izabeli Pietrzyk?
Nie jestem psychologiem, więc nie podejmuję się żadnej terapii – za duża odpowiedzialność. Nigdy mi w głowie nie postało pretendowanie do miana psychoterapeutki, bądź ambitnej powieściopisarki. Gdyby porównać literaturę z muzyką, moje książki trafiłyby zapewne na półkę: „Weselne przeboje”. Żadna to ujma na honorze, bo, według mnie, na wszystko jest miejsce i czas. Kiepsko czuliby się melomani, słuchając orkiestry symfonicznej grającej „Żono moja, serce moje”, ale chyba jeszcze gorzej czuliby się weselni goście, bawiąc się w rytm sonat Vivaldiego wygrywanych na wiolonczelach. Trzymając się tego porównania – piszę teksty dla weselnych kapel, a nie utwory dla filharmoników. Mam cichą nadzieję, że przeczytane w odpowiednim miejscu i czasie (leżak na plaży, ciepły koc w jesienną słotę), pozwolą się oderwać od rzeczywistości, zrelaksować, uśmiechnąć pod nosem. Ale żeby od razu terapia? Nie, nie…
Zostawiamy więc terapeutyczne kwestie i logujemy się do Internetu, który jest dla Pani ważny – ponoć. Serio? No i – ważna kwestia – czy on aby nie odciąga od pracy?
Internet jest super! Wyobraża Pan sobie, jak wyglądałby ten wywiad, gdyby nie było Internetu? Mielibyśmy języki umazane klejem od znaczków pocztowych!
Ale, pomimo zachwytów, trzymam dystans. Fajnie, że jest Internet. Doceniam. Lubię. Korzystam. Jednak nie tworzę w nim własnego bytu. Chyba już powoli dziwaczeję i zaczynam zamieniać się w „Janinę”, bo nijak nie rozumiem ludzi uprawiających wirtualny ekshibicjonizm. Skąd bierze się potrzeba informowania „całego świata” o tym, co się robi, gdzie się jest, co się jadło na kolację? Nie wiem. Nie pojmuję tego. Dlatego szybciej wpadnę w anoreksję (a lubię dobrze i niezdrowo zjeść), niż dam się Internetowi odciągnąć od realnego życia: przyjaciół, domu, pracy.
Jak to się w zasadzie stało, że Pani zaczęła pisać. Uniwersytet Szczeciński, język rosyjski i, trach, taka przygoda?
No i właśnie tym się, między innymi, różni kobieta dwudziestoletnia od czterdziestoletniej – każda ma przygody adekwatne do wieku. A już na poważnie… Przygoda z pisaniem, muszę przyznać, całkiem fajne: trach! Nie byłoby jej, gdybym „rdzewiała w porcie”. Według mnie po świecie chodzą tysiące ludzi, którzy mogliby pisać powieści znacznie ciekawsze od moich, ale boją się „urwania z kotwicowiska”. A spróbować trzeba. Jestem najlepszym przykładem, że pisać każdy może. Bo tak to się w zasadzie stało, że pracuję na uniwerku, uczę rosyjskiego, a strzeliło mi do głowy, że napiszę babską książkę i roześlę po wydawnictwach. Najgorsze było drukowanie i kserowanie – wydawnictwa nie chcą wersji elektronicznej. Chyba mają takie same podejście do Internetu jak ja – wolą namacalność.
Zauważyłem, że nie odżegnuje się Pani od literatury wschodniego sąsiada. W nowej książce na przykład cytat z Bułhakowa. Odsłoni Pani swoje fascynacje tamtejszą literaturą?
Rosja to niepowtarzalny kraj. Uwierzy Pan, że jeden z moich studentów podczas ubiegłych wakacji przejechał Rosję od Władywostoku po Kaliningrad nie wydając ani kopiejki? Gdziekolwiek się pojawił, był wpuszczany do domów: obcy ludzie go przenocowali, nakarmili, zadzwonili do znajomych, żeby przekazać chłopaka w kolejne życzliwe ręce. Czy coś podobnego zdarzyłoby się gdziekolwiek indziej? Wątpię.
Z drugiej strony to kraj niebezpieczny. Mentalność, postawy, szacowanie świata są tak odmienne od naszych standardów, że przeciętny polski rozum tego nie ogarnie.
Chociaż w kwestiach politycznych zdecydowanie staję dęba, to w pozostałych – podziwiam Rosjan. Oni mają „dar Midasa”. Zarówno autorzy, jak i odbiorcy. Dotyczy to nie tylko literatury, ale w ogóle sztuki w całym tego słowa znaczeniu.
Nie jestem jednak specjalistą od literatury rosyjskiej. Mam wykształcenie językoznawcze, więc moje czytanie, choćby Bułhakowa, ma charakter relaksacyjno-hobbystyczny.
Czytałem sporo recenzji – wielu czytelników zaraża Pani dobrym humorem. Ten dobry humor towarzyszy Pani podczas pisania?
Rzeczywiście, mam naturę wesołka i podpisuję się dwoma rękoma pod słowami Makuszyńskiego: „uśmiech to połowa pocałunku”. Ale nie jestem bezrefleksyjną kretynką. Miewam różne nastroje. To nie tak, że codziennie rano wstaję z łóżka z „bananem” na twarzy. Kiedy dopadają mnie gorsze chwile, unikam pisania. Jakiegokolwiek i do kogokolwiek. Żeby usiąść do książki, muszę być nie tylko w dobrym, ale wręcz w szampańskim nastroju. Wtedy myśli buzują i leją się jak szampan. I jest fajnie.
Od razu też dopytam, skąd źródło tego dobrego humoru? Tego da się nauczyć?
Nie wiem, ale chyba nauczyć się tego nie da. Od urodzenia byłam niepoprawną optymistką. Może dlatego, że miałam cudowne dzieciństwo i najcudowniejszą na świecie babcię? Może dlatego, że nigdy nie przeżyłam żadnej tragedii? Zdarzało się, że życie kopało mnie w tyłek, ale kogo nie kopie? Musiałam zbyt wcześnie pochować moją mamę. Musiałam poradzić sobie z elastopatią córki i jej wiecznymi pobytami w szpitalach, niekończącymi się operacjami… Ale uprawiam filozofię Pollyanny – szukam szczęścia w nieszczęściu. Co z tego, że moje koleżanki wciąż mają mamy? A ilu jest ludzi, którzy stracili matki znacznie wcześniej ode mnie? Co z tego, że mam dziecko poskręcane śrubkami? A ile jest dzieci, którym medycyna nie może pomóc?
Zamiast marudzić, wolę się cieszyć – że jednak długo miałam mamę, że moja córka normalnie funkcjonuje… Że tak wcześnie przyszła do nas wiosna i kiedy byłam dzisiaj na Jasnych Błoniach na spacerze z psem, miałam ochotę wytarzać się w krokusach z podobną rozkoszą, z jaką mój pies tarza się w resztkach starej ryby na pobliskim śmietniku…
Kocham życie i cieszą mnie najmniejsze drobiazgi. Trzeba się bardzo mocno postarać, żeby mnie zdenerwować – ale nawet wtedy nie wściekam się, nie krzyczę. Wyrosłam z podobnych emocji w czasach piaskownicy. Szkoda życia na złoszczenie się.
A kiedy pisanie przestaje być frajdą?
Wydaje mi się, że wtedy, kiedy trzeba pisać. Na szczęście ja mam ten luksus, że bawię się w pisanie i nie muszę robić niczego na siłę. „Rodzinny park atrakcji” oddałam do wydawnictwa jesienią ubiegłego roku. Od tego czasu nie spłodziłam ani jednej linijki. Dom, rodzina, praca, przyjaciele – latam jak chomik w kołowrotku. Może w czasie wakacji coś wymyślę? A może nie? Przecież nie mam gwarancji, że w lipcu albo w sierpniu spłynie na mnie wena. Chciałabym nadal pisać. Jednak tylko dla frajdy. Innej opcji nie ma.
Czytałem, że Pani przyjaciółki bywają przedmiotem opisu w książkach.
W tej najnowszej też? I co mówią, gdy znów przeczytają o sobie?
Nie, nie! Moje przyjaciółki zakończyły „karierę” jako pierwowzory.
Tylko Sienkiewicz potrafił napisać kilka tomów o tych samych bohaterach i nie zmęczyć czytelnika. A gdzie mi do Sienkiewicza?! Dlatego dałam spokój przyjaciółkom i zarówno w „Histeriach rodzinnych”, jak i w „Rodzinnym parku atrakcji” jadę na fantazji własnej.