Obejrzane w telewizji

obejrzane w telewizji
Narzekamy na brak czasu,  wzdychamy ,że kiedyś żyło sie wolniej ,spokojniej, a teraz jedna nogą upychamy pranie do pralki,  przyciskamy ramieniem słuchawkę do ucha sącząc koleżance wieczorne sprawozdanie z dni i tego co u kogo ,a przy okazji rozpakowujemy zakupy i w myślach układamy plan na kolejny dzień. Kociokwik:0. Tak poukładane mamy życie ,że nie ma nawet jak odetchnąć, bo nawet jak  odjedzie autobus to nie mamy kolejnych 15 minut ,żeby sie ponudzić  czekając na kolejny ,bo albo już kombinujemy jakąś awaryjna sieć przesiadek albo na prędce klecimy smsa dla podtrzymania kontaktów  ze znajomymi lub w najgorszym przypadku sięgamy po mp3 i słuchamy muzyki.  Chyba w tym pośpiechu coś  przygłuszamy.  Nic by sie nie stało gdyby trochę zwolnić. Pospacerować bez celu i zdążyć sie ponudzić, bo wtedy dopiero da sie usłyszeć własne myśli ,nie te o pracy, o tym co zrobione ,a co leży odłogiem. Może wtedy przekonamy sie na czym nam na prawdę zależy.
Oglądałam  nie tak dawno reportaż o kobiecie ,która zachorowała na ciężką depresję. Przestała chodzić do pracy, jej świat  legł w gruzach, zaniedbała dom ,męża, była wrakiem ,wypalonym, pustym i bezradnym. Na szczęście miała przy sobie przytomnego męża ,przytomnego i kochającego ,który umiał oddzielić ważne od bardzo ważnego i natychmiast zmienił pracę , zaczął pracować na pół etatu, zarządził przeprowadzkę . Sprzedali mieszkanie wmieście ,kupili mały domek nad morzem  i zaczęli oboje pracować nad jej powrotem do zdrowia. Już nie pędzą , Popołudnia spędzają na spacerach, maja czas na oglądanie lasu, rozmawiają ze sobą godzinami i często słychać ich jak gadają do rana.  Ta kobieta w chwili załamania poczuła ,ze jest ktoś ,kto nie da jej utonąć, kto przejmie wszystkie obowiązki, wyprowadzi ja na spacer i dopilnuje by zjadła , odpoczęła, kto w środku nocy obudzi się czujnie gdy dopadną ją złe myśli, że jest ktoś kto za wszelką cenę chce ją wyciągnąć za uszy. Ze wzruszeniem słuchałam wyznań obojga jak dostrzegli siebie na nowo, jak uświadomili sobie,że dali się  wplątać w życie ,które donikąd nie prowadzi. Mają o wiele mniej pieniędzy ,ale on jej nie stracił ,a więc nie stracił  tego co dla niego najważniejsze. To wcale nie kiczowata historia i zaręczam ,że nie  z tego co opowiadali wcale nie było im łatwo ,bo  bywało,że mieli puste konto,że  depresja wracała,że nie widzieli ratunku,ale nie poddawali się , on sie nie poddawał ,bo choć od lat tego nie mówił , nie okazywał to w głębi serca wiedział ,że to tylko ta i ta. to budujące,że można tak pięknie i świadomie kochać. Oni nie oglądają sie już na innych ,patzra na siebie   i sobie głęboko w oczy.
Kunegunda :)
kunegunda_smallNarzekamy na brak czasu,  wzdychamy ,że kiedyś żyło sie wolniej ,spokojniej, a teraz jedna nogą upychamy pranie do pralki,  przyciskamy ramieniem słuchawkę do ucha sącząc koleżance wieczorne sprawozdanie z dni i tego co u kogo, a przy okazji rozpakowujemy zakupy i w myślach układamy plan na kolejny dzień. Kociokwik:0. Tak poukładane mamy życie, że nie ma nawet jak odetchnąć, bo nawet jak  odjedzie autobus to nie mamy kolejnych 15 minut ,żeby sie ponudzić  czekając na kolejny ,bo albo już kombinujemy jakąś awaryjna sieć przesiadek albo na prędce klecimy smsa dla podtrzymania kontaktów  ze znajomymi lub w najgorszym przypadku sięgamy po mp3 i słuchamy muzyki.  Chyba w tym pośpiechu coś  przygłuszamy.  Nic by sie nie stało gdyby trochę zwolnić. Pospacerować bez celu i zdążyć sie ponudzić, bo wtedy dopiero da sie usłyszeć własne myśli ,nie te o pracy, o tym co zrobione ,a co leży odłogiem. Może wtedy przekonamy sie na czym nam na prawdę zależy.
Oglądałam  nie tak dawno reportaż o kobiecie ,która zachorowała na ciężką depresję. Przestała chodzić do pracy, jej świat  legł w gruzach, zaniedbała dom, męża, była wrakiem, wypalonym, pustym i bezradnym. Na szczęście miała przy sobie przytomnego męża ,przytomnego i kochającego ,który umiał oddzielić ważne od bardzo ważnego i natychmiast zmienił pracę, zaczął pracować na pół etatu, zarządził przeprowadzkę. Sprzedali mieszkanie wmieście ,kupili mały domek nad morzem  i zaczęli oboje pracować nad jej powrotem do zdrowia. Już nie pędzą , Popołudnia spędzają na spacerach, maja czas na oglądanie lasu, rozmawiają ze sobą godzinami i często słychać ich jak gadają do rana.  Ta kobieta w chwili załamania poczuła, że jest ktoś, kto nie da jej utonąć, kto przejmie wszystkie obowiązki, wyprowadzi ja na spacer i dopilnuje by zjadła , odpoczęła, kto w środku nocy obudzi się czujnie gdy dopadną ją złe myśli, że jest ktoś kto za wszelką cenę chce ją wyciągnąć za uszy. Ze wzruszeniem słuchałam wyznań obojga jak dostrzegli siebie na nowo, jak uświadomili sobie,że dali się  wplątać w życie ,które donikąd nie prowadzi. Mają o wiele mniej pieniędzy, ale on jej nie stracił, a więc nie stracił  tego co dla niego najważniejsze. To wcale nie kiczowata historia i zaręczam ,że nie  z tego co opowiadali wcale nie było im łatwo ,bo  bywało,że mieli puste konto,że  depresja wracała,że nie widzieli ratunku,ale nie poddawali się , on sie nie poddawał ,bo choć od lat tego nie mówił, nie okazywał to w głębi serca wiedział, że to tylko ta i ta. to budujące ,że można tak pięknie i świadomie kochać. Oni nie oglądają sie już na innych, patrzą na siebie i sobie głęboko w oczy.
Kunegunda :)