Starość się Panu Bogu nie udała

kunegunda_smallNie zdarzyło mi się usłyszeć z ust młodego człowieka, że starość się Panu Bogu nie udała. Nie dziwota. Syty głodnego:) i takie tam. Empatia powstaje w nas najczęściej dopiero przez doświadczenie:(.
Sprawiedliwości nie ma, gdyby się dało emeryturę odbębnić za młodu to by dopiero było. Tymczasem podobno:) będziemy pracować do 67 roku życia, to już chyba za krótka będzie ta kołdra,żeby zdążyć ogródek pooprawiać lub chociaż doniczki na oknie:). Emerytura , o ile jej ktoś doczeka:P, usłana jest nie tylko wiecznym spaniem i oglądaniem tv czy wycieczkami dla bogatych Amerykanów po świecie. To raczej swoisty slalom, choć w zwolnionym już nieco tempie, między bardzo podobnymi obowiązkami, co przez pierwsze 60 lat:). Tyle tylko, że wszystko wolniej się robi i organizacja mimo nabytego doświadczenia nie taka dobra. Chociaż może organizacja  nie szwankuje, ale dochodzi do tego dokładność. Młody człowiek, zgoniony jak pies,  opędzluje w biegu kanapkę, nogą upcha ciuchy do pralki i jakoś to leci.

Najwyżej nie wyprasuje pościeli lub ochajtnie chałupę na odwal się. Ważne, żeby w pracy się nie zawaliło i jak jest rodzina to, żeby i ona jakoś funkcjonowała. Trudno oczekiwać od nastolatka, żeby zrozumiał, że 80-latkowi dużo mniej zbornie przepycha się codzienne obowiązki. Młodzi ludzie żyją w takim tempie, że wolno sunącym z zakupami staruszkom musi to zdawać się być co najmniej prędkością ponaddźwiękową:). Nadziwić się czasem młodzi nie mogą, że taki co to przecież już nic nie ma do roboty też wiecznie nie ma czasu. Ano nie ma. Kiedyś w tv proponowano młodym ludziom,żeby zobaczyli jak to jest być w sędziwym wieku. Mieli założyć za duży paltocik, za duże buty, okulary, parę woreczków z paskiem, żeby oddać trud poruszania i tak spróbować przemierzyć dzień. 

Myslę, że coś w tym jest. Sama czuje oddech szczura na plecach, bo o ile 20 lat temu w podskokach wstawałam po posiadówce na podłodze to teraz czasem dokonuje ekwilibrystycznych ewolucji, żeby się znowu spionizować. Wszystko rypie, łupie i najzwyczajniej pobolewa,a to dopiero początki. Niby brykam po schodach co 2 stopnie na 4 piętro,ale jakoś kondycja nie ta:).

Zanim sędziwy starzec obczłapie cały supermarket i zapakuje torby, poukłada drobne w portfelu to młody już obleci ze 3 kolejne stacje. Głupie gotowanie rożni się o jakieś 90 minut::), niezależnie od tego, że ziemniaki zawsze gotują się 20:). Może to wolniejsze ruchy, a może ta większa dokładność tych, co mają trochę więcej czasu.
Jakby nie było, gdy słyszę starszych ludzi to zawsze mają kupę niezałatwionych spraw i piętrzą im się w głowie. A to do lekarza, a to z receptami, a to jakieś spotkanie, coś upichcić, uładzić, zakupy. Wszystko urasta w wyobraźni. Zdawać by się mogło, że to pestka... te parę sprawunków i jedna kolejka pod gabinetem, a jednak jak się nie obrócić zajmuje całe dnie.
Ludzie młodsi są wstanie w grafik wepchnąć dziesięć razy tyle. Nikt się nie roztkliwia,że jeszcze musi umyć głowę  i skoczyć po chleb, po prostu śmiga i już. No moja sąsiadka, która codziennie znosi po schodach balkonik,żeby podreptać po zakupy nijak nie da rady "skoczyć" po te zakupy. Starość się nie udała... no to może i dobrze,że ukochane państwo chce nam trochę z tej starości uszczknąć i zostawić na dłużej wśród tych produktywnych.
No bo taki pracujący to się trzyma siłą woli w ryzach. Musi - jak reszta młodzików - latać jak fryga na wysokości lamperii, żeby się "obrobić:), ze wszystkim. Szybki prysznic, sprint do autobusu, po drodze telefony, odebrać dziecko albo ciuchy z pralni. W ciągu dnia da się załatwić multum spraw.
Okazuje się, że po przejściu na emeryturę  z czasem pierwsza euforia wolności mija i dalej nie ma czasu, bo natura nie znosi próżni. Miast odpoczywać na leżaczku  człowiek ma znowu  masę zajęć.
Niestety młodsi nie zdają sobie sprawy z tego, że starszym nieco wolniej idzie okiełznanie rzeczywistości:). Jak już nie trzeba się zrywać o 6.00 to okazuje się, że człowiek na starość potrzebuje mniej snu i nici z wylegiwania się do południa. Poza tym zanim człowiek się z pieleszy wykaraska to już nie mija jak dawniej pół godzinki, ale czasem i ze dwie. Mając wiele ograniczeń i nie taką już gibkość i szybkość, często starsi ludzie dziwią się nam, że co to dla nas jeszcze to czy tamto załatwić. Przecież gdyby oni mieli jeszcze tą biegłość w to by ho ho ho :). No właśnie, ale nasz program załadowany po kokardę i jedna dodatkowa rzecz burzy cała tkaną misternie piramidę tego co, po czym i w czasie czego.
My za to myślimy, że taki emeryt to przecież nie ma nic lepszego do roboty jak odciążyć młodszych. Ale to starsi często nas pytają co my z tym czasem robimy i gdzie my mamy głowę:). Młodemu na takie głupawe pytania krew się gotuje , bo z jego perspektywy to emeryt leży do góry brzuchem i  bimba. Jak zwykle zawsze trawa po drugiej stronie zieleńsza, ale morał taki, że czy mamy 20, 37, czy 69 zawsze brakuje nam czasu:) a nam tu jeszcze chcą naszą emeryturę skrócić. Oj już mi szkoda, ale nic odpocznę w grobie:)
kunegunda:)