J. Kamyczek. Można? Można.
Ani cierpliwość ani uprzejmość nie są naszą najmocniejszą stroną. Odzwyczailiśmy się od kolejek i 5 osób w kolejce na stacji benzynowej czy długi przedweekendowy wąż przed kasą w supermarkecie wprowadza nas w stan irytacji. Wiercimy się niecierpliwie w kolejkach, wzdychamy, wznosimy oczy do nieba i całym swoim jestestwem manifestujemy, że lada moment możemy eksplodować.
Niech no ktoś wytrąci jakąś uwagę to z tego napięcia - kiedy całą mocą staramy się nie wybuchnąć - to nie ma siły, większość odburknie i będzie szukać "chłopca do bicia", żeby rozładować narastający stres.
Uliczny korek to też kipiące nerwy, ledwie trzymane na wodzy. W samochodzie aż wrze. Gorąco, wszystko stoi i perspektywa znana: przyjdzie nam tu jeszcze ze 20 minut się poślimaczyć. Nad teleportacją jeszcze w NASA pracują, więc nie ma lekko. Na zdrowy rozum należałoby przecierpieć. Ale nie:)... nie ma tak prosto. Człowiek jest tylko człowiekiem i jak nie ulży sobie na klaksonie lub nie świśnie w powietrze jakimś baranem i kretynem, to niechybnie przyczyni się do pogorszenia atmosfery współpasażerów.
Wentylem bezpieczeństwa bywają autobusy, bo pasażerowie mogą sobie w grupie poutyskiwać i na gorąco omówić drążące ich problemy. Przepustowość dróg i znajomość "zielonej fali" wśród drogowców będą obiektem kpin i jadowitych uwag pasażerów i dzięki temu wszyscy wysiądą nieco łagodniejsi:). Sama nie raz czułam jak mi pokrywka skacze, bo utknęłam w środku miasta, a już od 30 minut nie ma mnie w pracy. Bezsilność budzi agresję i trzeba wyjść z siebie , stanąć obok, żeby zrozumieć, że psucie krwi nikomu nic nie pomoże.
Uprzejmość nie tylko szwankuje, ale nawet chętnie mości miejsce dla mściwości. A to ktoś komuś zajedzie łaskawie drogę i jeszcze go z pół kilometra przetrzyma, bo po kiego pacan jechał od 2 wsi sześćdziesiątką? Ulicznych ORMO-wców nowego typu nie brakuje. Gotowi nauczać , pouczać. Jakiś mądrala zaparkował na chodniku tak, że trzeba brzuch wciągać? A to drugi , taki sam "mundry" społecznik-ormowiec chętnie nauczy moresu gwoździem na lakierze.
Obywatel-porządniś zwrócił uwagę właścicielowi na "kupkającego" psa, że może trzeba potem posprzątać? A to właściciel w pogotowiu ma albo coś mocnego albo wykręt, że nikt nie sprząta. No argument z grubej rury. A już nie daj Boże , zwrócić uwagę, że papierków po gumie, petów itd. nie należy "bach" na chodnik, gdzie popadnie... Albo nawracany zbaranieje albo od baranów nawsadza, ale na pewno za Hindusa nie podniesie, bo to mu nie w honor, żeby go ktoś jak sztubaka za ucho tak słowem tarmosił.
Potrąceni przez przechodnia, machinalnie nie bąkniemy przepraszam, bo przecież zarejestrowaliśmy własnymi receptorami, że to nas szturchnięto. No to pełne prawo pana na zagrodzie warknąć : Mógłby pan uważać! To tylko jak jakiś muł przepraszam jak mnie ktoś szturchnie niechcący, ale mi z tym wygodniej ina pewno pogodniej. Nie rozważam potem arbitralnie, kto winny tylko lecę dalej.
Jak 2x2 zaraz ktoś poda usłużnie przykład kierowcy, co pieszemu bielutki płaszczyk na wiosne obtegował:) przejeżdżając z impetem przez kałużę na pasach. Wiem, sama przerabiałam. Ale z któregoś końca tego kłebka trzeba zacząć, więc pomyslałam, że ideałem byłoby zatrzymać się, przeprosić i zaproponować pranie płaszcza. A ja bym wtedy wspaniałomyslnie:) odstapiła od zemsty:). Chyba...:P
Zdawać by się mogło, że kabaretowe" Czego...pani sobie życzy" powinno odejść do lamusa razem z PRL-em. Nic bardziej mylnego, ono sobie dycha i ma się dobrze. Są firmy, które z urzędu dbają o wizerunek firmy i "tresują" pracowników w życzeniu miłego dnia i dziękowaniu, że klient był łaskaw poczekać, ale w wielu jeszcze obsługa zależy od pogody i nastroju. Nie zawsze działa odbić lustrzanych, że jak klient miły to sprzedawca też. Najfajniejsze są uwagi w stylu, nie można szybciej, albo nie widzi pani, że... I to bez zbędnych wstępów, ani dzień dobry ani buzi-buzi tylko od razu do rzeczy:..przecież widzi pani, że... Niby bzdet i niewielkie grubiaństwo, ale jednak nie są to bardzo pokojowe wstępy do konwersacji:).
Nie umiemy być uśmiechnięci i pogodni. Nie wiem czy nam głupio jechać w autobusie i paradować po ulicy z błogostanem na twarzy czy to wyraz ducha w narodzie, który nijak nie chce dać się przekonać, że jednak ma się z czego cieszyć i, że życie nawet:) w Polsce nie jest jak koszulka dziecka:P...
kunegunda :)
Ani cierpliwość ani uprzejmość nie są naszą najmocniejszą stroną. Odzwyczailiśmy się od kolejek i 5 osób w kolejce na stacji benzynowej czy długi przedweekendowy wąż przed kasą w supermarkecie wprowadza nas w stan irytacji. Wiercimy się niecierpliwie w kolejkach, wzdychamy, wznosimy oczy do nieba i całym swoim jestestwem manifestujemy, że lada moment możemy eksplodować. Niech no ktoś wytrąci jakąś uwagę to z tego napięcia - kiedy całą mocą staramy się nie wybuchnąć - to nie ma siły, większość odburknie i będzie szukać "chłopca do bicia", żeby rozładować narastający stres. Uliczny korek to też kipiące nerwy, ledwie trzymane na wodzy. W samochodzie aż wrze. Gorąco, wszystko stoi i perspektywa znana: przyjdzie nam tu jeszcze ze 20 minut się poślimaczyć. Nad teleportacją jeszcze w NASA pracują, więc nie ma lekko. Na zdrowy rozum należałoby przecierpieć. Ale nie:)... nie ma tak prosto. Człowiek jest tylko człowiekiem i jak nie ulży sobie na klaksonie lub nie świśnie w powietrze jakimś baranem i kretynem, to niechybnie przyczyni się do pogorszenia atmosfery współpasażerów.
Wentylem bezpieczeństwa bywają autobusy, bo pasażerowie mogą sobie w grupie poutyskiwać i na gorąco omówić drążące ich problemy. Przepustowość dróg i znajomość "zielonej fali" wśród drogowców będą obiektem kpin i jadowitych uwag pasażerów i dzięki temu wszyscy wysiądą nieco łagodniejsi:). Sama nie raz czułam jak mi pokrywka skacze, bo utknęłam w środku miasta, a już od 30 minut nie ma mnie w pracy. Bezsilność budzi agresję i trzeba wyjść z siebie , stanąć obok, żeby zrozumieć, że psucie krwi nikomu nic nie pomoże.
Uprzejmość nie tylko szwankuje, ale nawet chętnie mości miejsce dla mściwości. A to ktoś komuś zajedzie łaskawie drogę i jeszcze go z pół kilometra przetrzyma, bo po kiego pacan jechał od 2 wsi sześćdziesiątką? Ulicznych ORMO-wców nowego typu nie brakuje. Gotowi nauczać , pouczać. Jakiś mądrala zaparkował na chodniku tak, że trzeba brzuch wciągać? A to drugi , taki sam "mundry" społecznik-ormowiec chętnie nauczy moresu gwoździem na lakierze.
Obywatel-porządniś zwrócił uwagę właścicielowi na "kupkającego" psa, że może trzeba potem posprzątać? A to właściciel w pogotowiu ma albo coś mocnego albo wykręt, że nikt nie sprząta. No argument z grubej rury. A już nie daj Boże , zwrócić uwagę, że papierków po gumie, petów itd. nie należy "bach" na chodnik, gdzie popadnie... Albo nawracany zbaranieje albo od baranów nawsadza, ale na pewno za Hindusa nie podniesie, bo to mu nie w honor, żeby go ktoś jak sztubaka za ucho tak słowem tarmosił.
Potrąceni przez przechodnia, machinalnie nie bąkniemy przepraszam, bo przecież zarejestrowaliśmy własnymi receptorami, że to nas szturchnięto. No to pełne prawo pana na zagrodzie warknąć : Mógłby pan uważać! To tylko jak jakiś muł przepraszam jak mnie ktoś szturchnie niechcący, ale mi z tym wygodniej ina pewno pogodniej. Nie rozważam potem arbitralnie, kto winny tylko lecę dalej.
Jak 2x2 zaraz ktoś poda usłużnie przykład kierowcy, co pieszemu bielutki płaszczyk na wiosne obtegował:) przejeżdżając z impetem przez kałużę na pasach. Wiem, sama przerabiałam. Ale z któregoś końca tego kłebka trzeba zacząć, więc pomyslałam, że ideałem byłoby zatrzymać się, przeprosić i zaproponować pranie płaszcza. A ja bym wtedy wspaniałomyslnie:) odstapiła od zemsty:). Chyba...:P
Zdawać by się mogło, że kabaretowe" Czego...pani sobie życzy" powinno odejść do lamusa razem z PRL-em. Nic bardziej mylnego, ono sobie dycha i ma się dobrze. Są firmy, które z urzędu dbają o wizerunek firmy i "tresują" pracowników w życzeniu miłego dnia i dziękowaniu, że klient był łaskaw poczekać, ale w wielu jeszcze obsługa zależy od pogody i nastroju. Nie zawsze działa odbić lustrzanych, że jak klient miły to sprzedawca też. Najfajniejsze są uwagi w stylu, nie można szybciej, albo nie widzi pani, że... I to bez zbędnych wstępów, ani dzień dobry ani buzi-buzi tylko od razu do rzeczy:..przecież widzi pani, że... Niby bzdet i niewielkie grubiaństwo, ale jednak nie są to bardzo pokojowe wstępy do konwersacji:).
Nie umiemy być uśmiechnięci i pogodni. Nie wiem czy nam głupio jechać w autobusie i paradować po ulicy z błogostanem na twarzy czy to wyraz ducha w narodzie, który nijak nie chce dać się przekonać, że jednak ma się z czego cieszyć i, że życie nawet:) w Polsce nie jest jak koszulka dziecka:P...
kunegunda :)