Kamienny sen.

Kamienny sen.
Głupia sprawa z ta narkozą:). Niby już przechodziłam i jakoś zawsze się budziłam:). Mam  szczery zamiar i teraz:),ale zawsze  łyso. Człowiek chodzi, śpiewa , tańczy, recytuje,a tu na moment mu odłączą kabelek, przekręca pstryczek i nie ma,a potem odkręcą w drugą stronę i już jest:). Czary - mary:).
No nie, żeby to jakoś metafizyczne było, tylko czysta medycyna, ale dla mózgu nie do objęcia. Zwłaszcza dla tego usypianego. Z usypianiem  to nie ma wiele wspólnego, żadne  aaa, kotki dwa. Ledwo powiedzą, że zaczynają  a już światło wyłączone:). Nie zdąży człowiek zaplanować co po obudzeniu i już jest  wśród żywych.
Jak budzą to się wydaje, że dopiero usypiają, bo głupi mózg ma wycięty kawałek życiorysu i nie zaliczył tego spania. A oni mówią - niczym ta pani będąca niegdyś młodą lekarką - :) , że już po wszystkiem:).
Ja tam im ufam, że jak uśpią to i obudzą:). Jak się czasem omsknie, bo nie doważą lub coś się posmytra, to już ryzyko zawodowe, a i pacjent podpisał, że się zgadza. No zgadza się. Nawet u kosmetyczki jak  laserem coś robią to  trzeba złożyć cyrograf, że się wie co robi i co może  z tego wyjść lub co może nie wyjść:). Medycyna u nas zaawansowana i takie usypianie to dziś  nie żadne aj-waj, a jednak jakoś tak mi na duszy dziwnie:).
No, ale przecież nie o mnie miało być:). Jeden znajomy anestezjolog z bardzo cywilizowanego zachodu mówił mi, że na kilkanaście lat praktyki wszyscy pacjenci mu się zdyscyplinowanie budzili. Jedna pani tylko zeszła, bo była w stanie ogólnie ciężkim, po wypadku, a i  wiek był mocno zaawansowany.
Jak rozmawiałam z jednym takim anestezjologiem to mówił,ze u nich dają bardzo przyjemny rodzaj narkotyku, który pacjenci sobie bardzo chwalą, bo daje miłe stany. no na zdrowy rozum to jak kogoś tną to raczej nie ma go wśród operowanych , wiec i miłych stanów tez nie ma.
Statystycznie bardzo dużo się budzi:), no można zaryzykować stwierdzenie, że niemal wszyscy. Jak się ktoś nie obudzi to zaraz robią o tym reportaż. Z natury rzeczy jednak budzą się i to nawet nadprogramowo:). Okazało się bowiem, że z tymi lekami anestetykami to jest tak, że za dużo nie można ,bo pacjent kipnie,ale jak lekarz nie dobawi tyle co trzeba, to tez nie klawo. Biega o to, że czasem pacjent za -płytko "śpi". Niby wszystko w porządku pacjent zwiotczały , leży jak neptek, ani dychu ani słychu, jeno mózg jego pracuje,a nie powinien aż na takich obrotach.
Niektórzy pacjenci uskarżali się, że coś tam pamiętali z przebiegu akcji, że próbowali mówić, krzyczeć, mrugnąć okiem:), że jednak oni są tutaj, a tu nic:)! Zero odzewu:). Nie dało się dać znaku,ze się współuczestniczy dalej w rzeczywistości:).
Początkowo brano to za historie typu "nie z tej ziemi" lub "pan  zdał, a pani się zdawało":). Z czasem jednak dano wiarę tym opowieściom i zaczęto szukać w czym rzecz. Okazało się, że żeby tak wszystko było cacy to powinno się też w czasie operacji monitorować, oprócz pracy serca,  pracę mózgu. No jasne koszt to  horrendalny, żeby  do każdej sali operacyjnej dodać jeszcze  aparat do EEG i jakiegoś magika ,co go będzie czytał. Koszt jest,ale dla spokojności ducha wszystkich tak (podobno) powinno być. Wypadki z lekko drzemiącymi pacjentami zdarzają się sporadycznie, ale jak już to wcale nie jest im do śmiechu i wspominają to jako koszmar. Na razie w Polsce nie ma odgórnego zarządzenia , żeby patrzeć jak bardzo śpi mózg pacjenta i pewnikiem jeszcze nie prędko tak będzie.
Można się cieszyć, że jednak dano wiarę relacjom pacjentów i doszukano się przyczyny. Niestety martwi to, że lekarze zdają się mieć monopol na wiedzę i zawsze autorytatywnie stwierdzają co jest, czego nie ma i co będzie. Życie czasem to weryfikuje:), szkoda tylko, że zawsze my pacjenci musimy odczekać:).
kunegunda :)
Głupia sprawa z ta narkozą:). Niby już przechodziłam i jakoś zawsze się budziłam:). Mam  szczery zamiar i teraz:),ale zawsze  łyso. Człowiek chodzi, śpiewa , tańczy, recytuje,a tu na moment mu odłączą kabelek, przekręca pstryczek i nie ma,a potem odkręcą w drugą stronę i już jest:). Czary - mary:). No nie, żeby to jakoś metafizyczne było, tylko czysta medycyna, ale dla mózgu nie do objęcia. Zwłaszcza dla tego usypianego. Z usypianiem  to nie ma wiele wspólnego, żadne  aaa, kotki dwa. Ledwo powiedzą, że zaczynają  a już światło wyłączone:). Nie zdąży człowiek zaplanować co po obudzeniu i już jest  wśród żywych. Jak budzą to się wydaje, że dopiero usypiają, bo głupi mózg ma wycięty kawałek życiorysu i nie zaliczył tego spania. A oni mówią - niczym ta pani będąca niegdyś młodą lekarką - :) , że już po wszystkiem:).
Ja tam im ufam, że jak uśpią to i obudzą:). Jak się czasem omsknie, bo nie doważą lub coś się posmytra, to już ryzyko zawodowe, a i pacjent podpisał, że się zgadza. No zgadza się. Nawet u kosmetyczki jak  laserem coś robią to  trzeba złożyć cyrograf, że się wie co robi i co może  z tego wyjść lub co może nie wyjść:). Medycyna u nas zaawansowana i takie usypianie to dziś  nie żadne aj-waj, a jednak jakoś tak mi na duszy dziwnie:).
No, ale przecież nie o mnie miało być:). Jeden znajomy anestezjolog z bardzo cywilizowanego zachodu mówił mi, że na kilkanaście lat praktyki wszyscy pacjenci mu się zdyscyplinowanie budzili. Jedna pani tylko zeszła, bo była w stanie ogólnie ciężkim, po wypadku, a i  wiek był mocno zaawansowany.
Jak rozmawiałam z jednym takim anestezjologiem to mówił,ze u nich dają bardzo przyjemny rodzaj narkotyku, który pacjenci sobie bardzo chwalą, bo daje miłe stany. no na zdrowy rozum to jak kogoś tną to raczej nie ma go wśród operowanych , wiec i miłych stanów tez nie ma.
Statystycznie bardzo dużo się budzi:), no można zaryzykować stwierdzenie, że niemal wszyscy. Jak się ktoś nie obudzi to zaraz robią o tym reportaż. Z natury rzeczy jednak budzą się i to nawet nadprogramowo:). Okazało się bowiem, że z tymi lekami anestetykami to jest tak, że za dużo nie można ,bo pacjent kipnie,ale jak lekarz nie dobawi tyle co trzeba, to tez nie klawo. Biega o to, że czasem pacjent za -płytko "śpi". Niby wszystko w porządku pacjent zwiotczały , leży jak neptek, ani dychu ani słychu, jeno mózg jego pracuje,a nie powinien aż na takich obrotach.
Niektórzy pacjenci uskarżali się, że coś tam pamiętali z przebiegu akcji, że próbowali mówić, krzyczeć, mrugnąć okiem:), że jednak oni są tutaj, a tu nic:)! Zero odzewu:). Nie dało się dać znaku,ze się współuczestniczy dalej w rzeczywistości:).
Początkowo brano to za historie typu "nie z tej ziemi" lub "pan  zdał, a pani się zdawało":). Z czasem jednak dano wiarę tym opowieściom i zaczęto szukać w czym rzecz. Okazało się, że żeby tak wszystko było cacy to powinno się też w czasie operacji monitorować, oprócz pracy serca,  pracę mózgu. No jasne koszt to  horrendalny, żeby  do każdej sali operacyjnej dodać jeszcze  aparat do EEG i jakiegoś magika ,co go będzie czytał. Koszt jest,ale dla spokojności ducha wszystkich tak (podobno) powinno być. Wypadki z lekko drzemiącymi pacjentami zdarzają się sporadycznie, ale jak już to wcale nie jest im do śmiechu i wspominają to jako koszmar. Na razie w Polsce nie ma odgórnego zarządzenia , żeby patrzeć jak bardzo śpi mózg pacjenta i pewnikiem jeszcze nie prędko tak będzie.
Można się cieszyć, że jednak dano wiarę relacjom pacjentów i doszukano się przyczyny. Niestety martwi to, że lekarze zdają się mieć monopol na wiedzę i zawsze autorytatywnie stwierdzają co jest, czego nie ma i co będzie. Życie czasem to weryfikuje:), szkoda tylko, że zawsze my pacjenci musimy odczekać:).
kunegunda :)