Ekspresowy urlop

Wydaje mi się, że kiedyś na urlop wyjeżdżało się na dłużej. Pamiętam sąsiadów z pola namiotowego, którzy cały miesiąc koczowali nad jeziorem co rano celebrując śniadania, które przechodziły w południowe kawy. Oddawali się lekturze pism kolorowych (jakże inaczej pachniały te stare Przekroje) i polegiwali na trawie lub na leżaku. Czasem ktoś oderwał się od leniuchowania, żeby szorować garnki lub obierać ziemniaki, ale generalnie była to jedna niekończąca się sjesta.. Jasne pierwsze dni spędzano na urządzaniu obozu, zdobywaniu podpórek, półeczek, kleceniu naprędce stolików z desek i moszczeniu miejsca na ognisko. Ta zabawa w dom pochłaniała mnóstwo czasu i była daleka od dzisiejszych zorganizowanych wyjazdów do dzikich krajów. Wygarnianie piachu z namiotu, okopywanie, składanie i rozkładanie i krzesełek, porządkowanie prowizorycznej spiżarni i długie biesiady w kucki przy ognisku zostały zastąpione przez długie godziny w klimatyzowanych autokarach i wieczory karaoke w luksusowych hotelach.

Czytaj więcej...

Wakacyjny flirt.

Wakacyjny flirt ma generalnie dość pozytywne konotacje:). Powiew czegoś nowego, świeże doznania, człowiek kwitnie w oczach. Jasne słońce, woda, laba a jak jeszcze na horyzoncie osobnik płci przeciwnej, to czemu nie spędzić kilku chwil w miłym towarzystwie? Człowiek na wakacjach bywa szczególnie nastawiony do flirtu . Głowa wolna od obowiązków, portfel na ogół lepiej zaopatrzony niż zwykle, dużo czasu i jedyny problem to jak go zagospodarować. Przestrzeń, krajobraz, gdzieś w tle lepsza lub gorsza muzyka i już nie tylko chętniej wydajemy pieniądze, ale też chętniej romansujemy i uwodzimy. Tak tylko na wszelki wypadek, panią w sklepie, pana w recepcji, całe kelnerstwo. Dla singli moim zdaniem bomba. A tak na marginesie to niezły ubaw musi mieć kelnerstwo obu płci, kiedy w kurorcie pełno gości i wszyscy właśnie w tych cudownych , rozkokoszonych nastrojach, z nieco zawyżoną samooceną. Myślę, że często zanim kelner podejdzie do stolika rozbawionych do rozpuku kokot lub dzierlatek musi wziąć większy oddech i uzbroić się w anielską cierpliwość, bo zanim usłyszy zamówienie będzie musiał sprostać konwersacji towarzyskiej.

Czytaj więcej...

Znowu nie palę :)

Paliłam wiele lat, z radością i bez umna:). Nie, można powiedzieć, e bez zastanowienia, o nie! Świadoma następstw, bolesności umierania w dusznościach, świadoma niedogodności jakie niesie ze sobą bronchoskopia i chemia czy naświetlania. Świadoma, a mimo to głupia i niewolniczo oddana przemysłowi tytoniowemu. Zaczęło się jakoś niewinnie na licealnym spacerze, a potem szło już tak dobrze, że do śniadania miewałam zaliczone ze 3 papierosy, a bilans dnia bywało, że kończył się na 30. Owszem sen z powiek spędzała mi perspektywa długiej i bolesnej choroby na własne życzenie, ale żaden dynamit by mnie od tego niebieskawego dymku nie oderwał. W tym lekkim zaczadzeniu i ogólnym przytruciu wytrwałam 8 lat. Szkody w organizmie były niewielkie, a przynajmniej niewidoczne gołym okiem, bo człowiek młody, kipi świeżością, kondycje i tak ma nie najgorszą, a cera jeszcze daje sobie radę z tym co jej się funduje.

Czytaj więcej...

Kto tu sprzątał?

Po czym poznać, kto sprzątał? Nie po ilości startego kurzu, a po rozmieszczeniu przedmiotów. Otóż kobieta sprzątając ma inklinacje do ulepszania świata, tu poprawi poduszki, tam wygładzi serwetę a na koniec rzuci na wszystko bacznym okiem czy aby całość komponuje się w idylliczny obrazek i czy nie należy fotografii babci i doniczki z fiołkami zamienić  miejscami. Mężczyzna sprzątanie traktuje zadaniowo. Kurze zetrzeć, dywan wytrzepać, szyby wypucować. Trzeba przyznać, że wielu mężczyzn jest niezwykle skrupulatnych i docierają do każdego kącika, szorują przedziwne miejsca, ale nie ma dla nich kompletnie znaczenia ustawienie flakoników i słoiczków w łazience ani bibelotów na komodzie. Przecież czystość to jedno, a kompozycja to drugie. Niby racja. Dla kobiety posprzątać na ogół nie oznacza sprzątnąć, ale i uładzić. Dla niej nie jest posprzątane gdy na stole zalega talerz po truskawkach i kubek po kawie. Za to dla  niego owszem, bo przecież odkurzył i mucha nie siada.

Czytaj więcej...

Kup Pan cegłę

Płaczę i płacę:), co robić. Obywatel jest bezsilny. Już przymykam oko na to, że cena benzyny prawie w ogóle już nie składa się z ceny z benzyny, a przede wszystkim z podatku od podatku i innych oboczności. Cóż ja dziś ciekawego znalazłam w skrzynce pocztowej? Same cudeńka. Za gaz kolejne faktury. Nie zgłaszam sprzeciwu, zwykła rzecz, ale... okazuje się, że należy jeszcze dodatkowo uiścić dwie stówki, bo prognozy były starawe, a ceny są nowe i niedopłata jest czarno na białym. no chyba, że ja teraz dwa razy dłużej te ziemniaki gotuję lub jajek do miętkości nie mogę dogotować. Wobec powyższego faktu wybieram kopertę numer dwa. Równie pasjonująca oferta. Należy dopłacić lipcu kolejne trzy stówki, bo i prąd zdrożał. A może tak nie zdrożał tylko ja mam schizofreniczną osobowość i nie wiem, że mam w domu od stycznia małą poligrafię w domu:)? Nic to trzeba będzie zacisnąć pasa lub raczej przykręcić kurek i korki.

Czytaj więcej...

Marianna i Antoni w domu

Zapomnieli o samotności we dwoje. I choć przez lata dziwili  się w bezsenne noce czemu wszystko bywa takie trudne i czemu trzeba cierpieć to teraz już nie było pytań, tak jakby dotarli do przystani. Przestali się spieszyć, każdy dzień był taki sam. spokojnie pozwalali płynąc dniom, odnajdowali się w tym rytmie, bo oboje lubili tą swoista rutynę. Nie wadziły im nudne codzienne obowiązki, w nieskończoność powtarzane czynności, te same miejsca, ci sami ludzie. Rankami zostawiała mu odręcznie pisane liściki, karteluszki porozrzucane na podłodze, schowane  w szufladach. Czytał je uważnie, starając się znaleźć kolejne kluczyki do tego czego chciała. Lubiła tą jego czujność, gotowość do zdobywania jej codziennie od nowa jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. On chciał zdobywać, a ona uwielbiała ciągle na nowo oznajmiać mu, że  jest jego.

Czytaj więcej...

W co się bawić?

W co się bawić?
Karnawał pomału dobiega końca. Ciekawe ilu z nas go zauważyło? Nie postuluję drugiego Rio de Janeiro, bo klimat nie sprzyja, ale jakoś łyso, że duch w narodzie zanika.
Na szczęście nasi znajomi trzymają się tradycji i raz do roku urządzają przebierane imprezy. Zaczęło się niewinnie od zwykłej przebieranej. Każdy robił, co mógł. Melanż wyszedł przedziwny, ale wszyscy złapali bakcyla i poszło... Kolejne imprezy były już tematyczne.
Wiedźmy i demony - wystąpiłam jako wiedźma z nastroszonymi kudłami, w które powtykałam patyki
Lata 30 - tak mi było nie do twarzy w makijażu i stroju, że nikt mnie nie poznał jak weszłam:). Wśród gości była przedwojenna uczennica z książkami związanymi paskiem i z marynarskim kołnierzykiem, w granatowym bereciku, przedwojenny gazeciarz w pumpach rozdawał prasę no i uroczy pan letnik z siatką na motyle i przedpotopowym kuferkiem.
Lud pracujący miast i wsi - byłam sprzątaczka w skarpetach elastikach (niestety butów-zdrowotek nie znalazłam, ale ojcowskie mokasyny sprzed lat były też twarzowe), Uzbroiłam się w szmatę od podłogi zakupioną w sklepie gospodarczym, klasyka i chustkę na głowę. Konkurencje robiła mi pewna babcia klozetowa w chustce zawiązanej supłem na czole, która tak się wczuła w rolę, że nie dość, że wydzielała papier toaletowy, to jeszcze z talerzykiem na drobne i małym stołeczkiem okupowała miejsce przy łazience. Naród był zdyscyplinowany i rzucali na talerzyk, co kto miał. Poza tym wystąpił robotnik w prawdziwym drelichu i spawacz z butlą gazową
Świat bajek-tu robiłam za Kopciuszka, umorusana sadzami z blaszaną miednicą wypełnioną piaskiem i makiem. Koleżanka robiła za jedną z moich sióstr:). Pozdrawiam koleżankę:):):). Najbardziej podobał mi sie kolega przebrany za czerwonego kapturka. Cały na czerwono, w czerwonej chusteczce z koszyczkiem i usteczka tez na czerwono.
Nieoczekiwana zamiana płci - przebrana za emeryta zajęłam pierwsze miejsce.
Nie było łatwo. Białym tuszem do rzęs przyprószyłam siwizną brwi. W nos powklejałam trochę sztucznych rzęs:). Dorobiłam sztuczną brodawkę i też jej dodałam  sztuczną rzęsę. Okulary  w rogowej oprawie z jakiegoś 70 roku, laska, beret dla ukrycia włosów, tatowy garnitur i garb pod marynarką. W kieszeni również tatowa, przedpotopowa chustka do nosa:).Całości dopełniły stare męskie skarpety na zabandażowane nogi, żeby wyglądały na opuchnięte. Paradowałam dla niepoznaki z wysuniętą dolną szczęką. Wygrałam:). Koleżanka była dresiarzem  opatrzonym łańcuchami, okularami i w mokasynach. Boki zrywać.
Ostatnia impreza to czerwony dywan. robiłam za Odrejkę, ale gdzie mi tam było do Hanny Bielickiej, ta pobiła wszystkich na 3 głowy.
Za tydzień kolejna impreza. W tym karnawale nie dane mi było się wybawić, ale wszystko przede mną. Każdy z zaproszonych gości pracuje nad przebraniem. Cały urok tych imprez polega na tym, że wszyscy się bardzo przejmują. Nikt nie daje plamy i każdy próbuje się nie tylko przebrać, ale i ogadżetować jak może. Nikt nie ściąga wstydliwie przebrania zaraz po wejściu, tylko wszyscy bawią się wytrwale w nowych wcieleniach. Pierwsze imprezy były mniej śmiałe, bo goście mało się znali, ale z roku na rok zżywają się coraz bardziej i właśnie mija nam 11 rok tych przebieranek. Gospodarze dbają by wystrój domu pasował zawsze do tematu. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Pani domu była pokojówką na imprezie z lat 30-tych i witała gości w progu grzecznym dygnięciem w czarnej sukience i białym fartuszku. Nawet zaproszenia są stylizowane zależnie od tematu. I tak na imprezę pracujących mas  Ob. Taki a taki miał stawić się osobiście itd., a wszystko na pożółkłym ze starości papierze pisane na starej maszynie.
kunegunda:)
Karnawał pomału dobiega końca. Ciekawe ilu z nas go zauważyło? Nie postuluję drugiego Rio de Janeiro, bo klimat nie sprzyja, ale jakoś łyso, że duch w narodzie zanika. Na szczęście nasi znajomi trzymają się tradycji i raz do roku urządzają przebierane imprezy. Zaczęło się niewinnie od zwykłej przebieranej. Każdy robił, co mógł. Melanż wyszedł przedziwny, ale wszyscy złapali bakcyla i poszło... Kolejne imprezy były już tematyczne. Wiedźmy i demony - wystąpiłam jako wiedźma z nastroszonymi kudłami, w które powtykałam patyki Lata 30 - tak mi było nie do twarzy w makijażu i stroju, że nikt mnie nie poznał jak weszłam:). Wśród gości była przedwojenna uczennica z książkami związanymi paskiem i z marynarskim kołnierzykiem, w granatowym bereciku, przedwojenny gazeciarz w pumpach rozdawał prasę no i uroczy pan letnik z siatką na motyle i przedpotopowym kuferkiem.
Czytaj więcej...

Dzieci neostrady na emeryturze?

Dzieci neostrady na emeryturze?
Ja się na razie tylko przebrałam za emeryta, ale czasem warto spędzić chwile na refleksji. Mając 20 lat trudno sobie wyobrazić, że kiedyś nasze ciało zacznie się zmieniać. Kiedy pojawiają się pierwsze siwe włosy człowiek myśli sobie, oho, no to się zaczęło. Oczywiście można tu przyfarbować tam zakamuflować i chodzić po świecie jak gdyby nigdy nic, ale w środku człowiek już wie, że pierwsze znaki na niebie się pojawiły.
Żaden to dramat, zwykła kolej rzeczy, na którą mamy niewielki wpływ. Jestem skłonna uznać, że lamentowanie nad tym, że się zmieniamy jest niestosowne. W końcu wcześniej czy później każdy dojdzie do tego samego wdzianka, lekko pomarszczonego z posiwiałą czuprynką i tylko się trzeba cieszyć, że dane nam jest przejść przez wszystkie etapy i nikt nam wcześniej nie wyciągnie wtyczki.
Siwe włosy czy zmarszczki to mały pikuś. Gorzej gdy dochodzą coraz bardziej sfatygowane zawiasy:) i gdy tu puchnie, a tam strzyka. Nie wszystkim jest dane dokonać żywota we własnych czterech ścianach i w otoczeniu najbliższych. Z czasem najprostsze czynności pochłaniają pół dnia i ani się człowiek obejrzy, a już wieczór.
W społeczeństwie, w którym coraz więcej ludzi decyduje się na życie w pojedynkę zapewne z czasem coraz większą popularnością będą się cieszyły tzw. domy spokojnej starości. Tym naszym daleko  na razie jeszcze do europejskich standardów. Zresztą i w Europie nie są to przybytki ogólnej wesołości i szczęśliwości. Głupio tak zamienić własne łóżeczko, sąsiadów, znajomego sklepikarza i znajome kąty na jakiś "przechodni" :) pokój. Nie widomo, co brać, a co zostawić. Powrotu raczej nie ma, więc trzeba solidnie przemyśleć co chcemy spakować na wynos. to nie wyjazd na kolonie, choć jest wikt i opierunek , zajęcia na świetlicy i wieczorki rozpoznawcze. To zupełnie inna podróż.
Niewiele osób decyduję się na takie przenosiny dobrowolnie. Kto może i czuje się na siłach stara się przekolibać do końca we własnym, dobrze znanym anturażu. Kiedy jednak zdrowia najlepszym rozwiązaniem dla własnego dobra lub dla lżejszego lub jak wolicie spokojniejszego żywota młodszych pokoleń rodziny, przychodzi czas, że trzeba się odmeldować i wymeldować:).
W Niemczech popularną formą pomostową między domem seniora, a życiem we własnym mieszkaniu jest tzw. zaopiekowane mieszkanie. Nie jest to rodzaj opieki jaką sprawują u nas, dla mniej zamożnych, opiekunki PCK. U nas   PCK ma ogół maja wielu podopiecznych i ich praca ogranicza się na ogół do pobieżnego ochajtnięcia domu, zakupów i wykupienia leków.  Zaopiekowane mieszkanie to alternatywa, dla tych , których nie stać na pełnopłatną pomoc domową. Jest to samodzielne mieszkanie w kompleksie, w którym senior żyje własnym życiem, jak równoprawny obywatel. Jeśli chce za dodatkową opłatą może zamawiać sprzątanie, posiłki, zakupy. W każdym takim kompleksie jest też opieka ambulatoryjna.
Inna forma to zinstytucjonalizowanie tego co u nas załatwiane jest pocztą pantoflową.  chodzi o młode kobiety ze wschodu, które pomieszkują  z osobami starszymi, piorą, gotują, wychodzą na spacery, załatwiają sprawy na mieście. U nas odbywa się to na czarno, w Niemczech powstał mały przemysł dowożący także z Polski opiekunki. Koszt miesięczny takiej opieki to około 1250 euro. U nas na razie zdecydowanie taniej:). Nie wszystkich stać na taki luksus, a jeszcze do tego trzeba dysponować wolnym pokojem.
Innym rozwiązaniem są wspólnoty mieszkaniowe. Osoby na emeryturze szukają wspólników do wynajęcia mieszkania, żeby zamieszkać na stałe razem. Zawsze to taniej, raźniej  i bezpieczniej w razie choroby czy kłopotów. Sprzedają swoje dawne domy tak by móc korzystać z dorobku życia. Wynajmują w 3, 4 osoby duże mieszkanie,  w którym każdy ma swój pokój, a reszta: kuchnia, łazienka i salon pozostają wspólne.  Na pewno spadają kosztu utrzymania, łatwiej utrzymać wspólnie porządek, a w razie potrzeby taniej wynająć kogoś do sprzątania.  Codzienne obowiązki takie jak pranie, zakupy czy gotowanie też pozwala odciążyć najsłabsze ogniwo takiej wspólnoty. Razem  łatwiej odpędzić samotność, poza tym wiemy, że zawsze ktoś nad nami czuwa. Oczywiście warunkiem bezwzględnym jest dobre porozumienie Na taki sposób na ostatnie lata decydują się ludzie otwarci, mało konfliktowi, którzy maja nadzieję, że w ten sposób nawiążą nowe przyjaźnie.  O dziwo tak się dzieje:).
Nowe  formy spędzania starości są propagowane przez  zachodnie media. Powstają na ten temat filmy, reportaże, tak by społeczeństwo zaakceptowało nieznaną do tej pory formę, oswoiło się z nią i uznało za pożyteczną i przyjazną alternatywę dla domów starców.
Pewnie i do nas dotrze z czasem ta tendencja. Rośnie nam przecież zupełnie nowe pokolenie emerytów otrzaskanych w skypie, nawiązywaniu znajomości w sieci i zaprawionych w mieszkaniu w wynajętych pokojach. Kiedy te dzieci neostrady:) dojrzeją do starości  bez trudu wygooglują sobie kogoś do pomieszkania. Na pewno to o wiele milsza sercu perspektywa niż borykanie się samotne z życiem w pustych 4 ścianach i czekanie, kiedy nas zabiorą do przytułku:).
kunegunda:)
Ja się na razie tylko przebrałam za emeryta, ale czasem warto spędzić chwile na refleksji. Mając 20 lat trudno sobie wyobrazić, że kiedyś nasze ciało zacznie się zmieniać. Kiedy pojawiają się pierwsze siwe włosy człowiek myśli sobie, oho, no to się zaczęło. Oczywiście można tu przyfarbować tam zakamuflować i chodzić po świecie jak gdyby nigdy nic, ale w środku człowiek już wie, że pierwsze znaki na niebie się pojawiły. 
Żaden to dramat, zwykła kolej rzeczy, na którą mamy niewielki wpływ. Jestem skłonna uznać, że lamentowanie nad tym, że się zmieniamy jest niestosowne. W końcu wcześniej czy później każdy dojdzie do tego samego wdzianka, lekko pomarszczonego z posiwiałą czuprynką i tylko się trzeba cieszyć, że dane nam jest przejść przez wszystkie etapy i nikt nam wcześniej nie wyciągnie wtyczki.
Czytaj więcej...

Przylepione

Przylepione
Nie zdarzyło mi się usłyszeć z ust młodego człowieka, że starość się Panu Bogu nie udała. Nie dziwota. Syty głodnego:) i takie tam. Empatia powstaje w nas najczęściej dopiero przez doświadczenie:(.
Sprawiedliwości nie ma. Gdyby się dało emeryturę odbębnić za młodu to by dopiero było. Tymczasem podobno:) będziemy pracować do 67 roku życia, to już chyba za krótka będzie ta kołdra, żeby zdążyć ogródek pooprawiać lub chociaż doniczki na oknie:). Emerytura , o ile jej ktoś doczeka;), usłana jest nie tylko wiecznym spaniem i oglądaniem tv czy wycieczkami dla bogatych Amerykanów po świecie. To raczej swoisty slalom, choć w zwolnionym już nieco tempie, między bardzo podobnymi obowiązkami, co przez pierwsze 60 lat:). Tyle tylko, że wszystko wolniej się robi i organizacja mimo nabytego doświadczenia nie taka dobra.
Chociaż może i organizacja  nie szwankuje, ale dochodzi do tego dokładność. Młody człowiek, zgoniony jak pies,  opędzluje w biegu kanapkę, nogą upcha ciuchy do pralki i jakoś to leci. Najwyżej nie wyprasuje pościeli lub ochajtnie chałupę na odwal się. Ważne, żeby w pracy się nie zawaliło i jak jest rodzina to, żeby i ona jakoś funkcjonowała.
Trudno oczekiwać od nastolatka, żeby zrozumiał, że 80-latkowi dużo mniej zbornie przepycha się codzienne obowiązki. Młodzi ludzie żyją w takim tempie, że wolno sunącym z zakupami staruszkom musi to zdawać się być co najmniej prędkością ponaddźwiękową:). Nadziwić się czasem młodzi nie mogą, że taki co to przecież już nic nie ma do roboty też wiecznie nie ma czasu. Ano nie ma. Kiedyś w tv proponowano młodym ludziom, żeby zobaczyli jak to jest być w sędziwym wieku. Mieli założyć za duży paltocik, za duże buty, okulary, parę woreczków z paskiem, żeby oddać trud poruszania i tak spróbować przemierzyć dzień.
Myślę, że coś w tym jest. Sama czuje oddech szczura na plecach, bo o ile 20 lat temu w podskokach wstawałam po posadówcie na podłodze to teraz czasem dokonuje ekwilibrystycznych ewolucji, żeby się znowu spionizować. Wszystko rypie, łupie i najzwyczajniej pobolewa, a to dopiero początki. Niby brykam po schodach co 2 stopnie na 4 piętro, ale jakoś kondycja nie ta:).
Zanim sędziwy starzec obczłapie cały supermarket i zapakuje torby, poukłada drobne w portfelu to młody już obleci ze 3 kolejne stacje. Głupie gotowanie rożni się o jakieś 90 minut::), niezależnie od tego, że ziemniaki zawsze gotują się 20:). Może to wolniejsze ruchy, a może ta większa dokładność tych, co mają trochę więcej czasu.
Jakby nie było, gdy słyszę starszych ludzi to zawsze mają kupę niezałatwionych spraw i piętrzą im się w głowie. A to do lekarza, a to z receptami, a to jakieś spotkanie, coś upichcić, uładzić, zakupy. Wszystko urasta w wyobraźni. Zdawać by się mogło, że to pestka... te parę sprawunków i jedna kolejka pod gabinetem, a jednak jak się nie obrócić zajmuje całe dnie.
Ludzie młodsi są wstanie w grafik wepchnąć dziesięć razy tyle. Nikt się nie roztkliwia, że jeszcze musi umyć głowę  i skoczyć po chleb, po prostu śmiga i już. No moja sąsiadka, która codziennie znosi po schodach balkonik, żeby podreptać po zakupy nijak nie da rady "skoczyć" po te zakupy. Starość się nie udała... no to może i dobrze, że ukochane państwo chce nam trochę z tej starości uszczknąć i zostawić na dłużej wśród tych produktywnych.
No bo taki pracujący to się trzyma siłą woli w ryzach. Musi – jak reszta młodzików – latać jak fryga na wysokości lamperii, żeby się „obrobić?, ze wszystkim. Szybki prysznic, sprint do autobusu, po drodze telefony, odebrać dziecko albo ciuchy z pralni. W ciągu dnia da się załatwić multum spraw.
Okazuje się, że po przejściu na emeryturę  z czasem pierwsza euforia wolności mija i dalej nie ma czasu, bo natura nie znosi próżni. Miast odpoczywać na leżaczku  człowiek ma znowu  masę zajęć.
Niestety młodsi nie zdają sobie sprawy z tego, że starszym nieco wolniej idzie okiełznanie rzeczywistości?. Jak już nie trzeba się zrywać o 6.00 to okazuje się, że człowiek na starość potrzebuje mniej snu i nici z wylegiwania się do południa. Poza tym zanim człowiek się z pieleszy wykaraska to już nie mija jak dawniej pół godzinki, ale czasem i ze dwie. Mając wiele ograniczeń i nie taką już gibkość i szybkość, często starsi ludzie dziwią się nam, że co to dla nas jeszcze to czy tamto załatwić. Przecież gdyby oni mieli jeszcze tą biegłość w to by ho ho ho ?. No właśnie, ale nasz program załadowany po kokardę i jedna dodatkowa rzecz burzy cała tkaną misternie piramidę tego co, po czym i w czasie czego.
My za to myślimy, że taki emeryt to przecież nie ma nic lepszego do roboty jak odciążyć młodszych. Ale to starsi często nas pytają co my z tym czasem robimy i gdzie my mamy głowę?. Młodemu na takie głupawe pytania krew się gotuje , bo z jego perspektywy to emeryt leży do góry brzuchem i  bimba. Jak zwykle zawsze trawa po drugiej stronie zieleńsza, ale morał taki, że czy mamy 20, 37, czy 69 zawsze brakuje nam czasu? a nam tu jeszcze chcą naszą emeryturę skrócić. Oj już mi szkoda, ale nic odpocznę w grobie?
kunegunda:)
Nie zdarzyło mi się usłyszeć z ust młodego człowieka, że starość się Panu Bogu nie udała. Nie dziwota. Syty głodnego:) i takie tam. Empatia powstaje w nas najczęściej dopiero przez doświadczenie:(
Sprawiedliwości nie ma. Gdyby się dało emeryturę odbębnić za młodu to by dopiero było. Tymczasem podobno:) będziemy pracować do 67 roku życia, to już chyba za krótka będzie ta kołdra, żeby zdążyć ogródek pooprawiać lub chociaż doniczki na oknie:). Emerytura , o ile jej ktoś doczeka;), usłana jest nie tylko wiecznym spaniem i oglądaniem tv czy wycieczkami dla bogatych Amerykanów po świecie. To raczej swoisty slalom, choć w zwolnionym już nieco tempie, między bardzo podobnymi obowiązkami, co przez pierwsze 60 lat:). Tyle tylko, że wszystko wolniej się robi i organizacja mimo nabytego doświadczenia nie taka dobra.
Czytaj więcej...

Na bombkach malowane

Na bombkach malowane
Pamiętam z dzieciństwa zapach straganów z choinkami. Pachniało jakby deczko mocniej niż teraz, a może te "przedwojenne" choinki były prawdziwsze:)? Fakt, drapaki to były  i rzadzizna. Wybór niewielki. Po prostu na ogół sosna marki sosna i nie rozchodźcie się. Teraz  Panie, świerki tarnssyberyjskie:), jodły wszelakie  i to z odległych krajów:).Tylko jakoś mniej ta choinka choinką daje:). Za to pięknie się prezentuje.
No właśnie o tej prezentacji chciałam:)... Taka moda nastała, że w nowoczesnych domach, nowoczesne panie domu mają choince na jeden kolor, no góra dwa. Może i drzewiej bywało, że w sklepach tylko ocet, a pomarańczy jak na lekarstwo, ale bombki to żeśmy mieli wszelakie, kolorowe, przeróżne i nie koniecznie jak dzisiaj po 20cm wzrostu:),  Nikomu do głowy nie przyszło ubierać choinkę na jeden kolor, bo cały dowcip polegał na tym, żeby było kolorowo.
Dziś o wiele łatwiej  wybierać w kolorach i kształtach, ale  i tak większość stroi choinki na jeden kolor. Kokardy, dzwonki, światełka wszystko podobno najlepiej mieć w jednym kolorze, bo taka bazarowa pstrokacizna nie uchodzi.  A mnie właśnie uchodzi:) i cieszę się, kiedy goście stoją przy choince i przeglądają sztuka po sztuce bogactwo. Tu filigranowy ptaszek z piór, tam się zaplącze malusieńki pajacyk, u dołu dynda mały kominiarczyk. Te duże bombki jakoś wcale mi nie leżą, a raczej nie wiszą:). Bo to  7 bombek na krzyż człowiek zawiesi i  miejsca nie ma. Pamiętam, że największą frajdę miałam kiedy berbeciem będąc leżałam pod choinką na dywanie z nosem w gałęziach i  napawałam się urokiem tych świecidełek, zapamiętując gdzie bałwanek, a gdzie królewna. Każdy dzwonek  i aniołek inny. Wszystko mnie nęciło i mogłam tak godzinami ślęczeć. Magiczne kolory, zapachy.
Cieszę się, że mi towarzyszą ciągle bombki sprzed lat, które pamiętam z dzieciństwa. Zgoda bida była za PRL-u i trzeba było dokładać cukierków, żeby się jakoś prezentowało, a  połowa ozdóbek to były prace ręczne domowników. W tym był jednak cały urok. Dziś chyba już nikt nie dowiesza dla okrasy cukierków i orzechów, chyba, że udana imitacja.
Teraz to bombki dają nam po oczach brokatami, różami, fioletami. Kolorów  ile fabryka dała. I trudno nawet się burzyć  że odpustowe, bo właśnie ma być, na błysk!
Wiele ozdób ma przynosić szczęście i być gwarancją powodzenia. Stąd  na choince pojawiają  koniczynki, kominiarze i serduszka. Widziałam też  małe paczuszki na choince .Przypominają o darach  Trzech Króli, choć pewnie pierwsze skojarzenie jest nie  z kościołem, a z prezentami dla NAS :P.
Bombkarstwo kwitnie i pod względem wykonania i różnorodności zostawiamy w tyle Europę! Chociaż w tym :P!. Jak się poszwendałam wśród straganów to jeszcze ciągle jest mało bombek w kształcie bębenków i trąbek. Królowie tez chyba z mody wyszli. Najwięcej szyszek i aniołków. Za to kwitną renifery, choć nierodzinne, samochodziki i lokomotywki, a to niby z jakiej okazji:)?
Nie brak też wszelkiego rodzaju  dzwoneczków i jabłuszek. Podaż   nie zawiedzie nikogo: plastikowe, szklane, metalowe, drewniane, co kto lubi. A jak ktoś i tak niezadowolony to zawsze może sobie w domu zasadzić rodzinę do produkcji i będzie miał to co mu się najbardziej podoba. Tym bardziej, że pojawiły się czyste , szklane bombki, które można malować samemu, według własnej, nieograniczonej fantazji.
Pieczołowicie chomikuję stare bombki i co roku staram się dokupić chociaż jedną.
Można u nas znaleźć wszystko, szyszki przerobione na mikołaje, złoty bębenek, Jezusicka w łupince od orzecha, a nawet ozdoby imitujące kryształowe żyrandole:). to owoc fantazji zagranicznych projektantów:).
kunegunda:)
Pamiętam z dzieciństwa zapach straganów z choinkami. Pachniało jakby deczko mocniej niż teraz, a może te "przedwojenne" choinki były prawdziwsze:)? Fakt, drapaki to były  i rzadzizna. Wybór niewielki. Po prostu na ogół sosna marki sosna i nie rozchodźcie się. Teraz  Panie, świerki tarnssyberyjskie:), jodły wszelakie  i to z odległych krajów:).Tylko jakoś mniej ta choinka choinką daje:). Za to pięknie się prezentuje. No właśnie o tej prezentacji chciałam:)... Taka moda nastała, że w nowoczesnych domach, nowoczesne panie domu mają choince na jeden kolor, no góra dwa. Może i drzewiej bywało, że w sklepach tylko ocet, a pomarańczy jak na lekarstwo, ale bombki to żeśmy mieli wszelakie, kolorowe, przeróżne i nie koniecznie jak dzisiaj po 20cm wzrostu:),  Nikomu do głowy nie przyszło ubierać choinkę na jeden kolor, bo cały dowcip polegał na tym, żeby było kolorowo.
Czytaj więcej...